Przeszłość

 -Suzetto? Obudź się, leniu! - krzyknęła Rosamee uderzając poduszkami w moją twarz.

-Już, już, daj mi jeszcze dziesięć minut... - rzekłam sennym głosem.

-Dziesięć minut minęło dziesięć minut temu! A teraz wstawaj!

Niechętnie przetarłam oczy i za rozkazem siostry wyszłam z łóżka ubierając na złą stronę kapcie. Rosamee pociągnęła mnie za sobą i obie wybiegłyśmy szybkim pędem z pokoju.

-A-ale gdzie ty tak pędzisz? Zwolnij trochę! - pisnęłam, gdy o mały włos nie przewróciłam się na schodach.  

 -Cicho bądź! Nikt nie może zobaczyć, że tutaj jesteśmy. - powiedziała.

Gdy w końcu siostra mnie puściła, usiadłam na podłogę głośno oddychając. Zanim zdążyłam się zapytać co się stało, Rosamee mnie uprzedziła:

-Patrz tam! - wskazała palcem w stronę grupy mężczyzn – Widzisz go?

Wytężyłam każdy możliwy zmysł, lecz nie udało mi się nikogo wychwycić wzrokiem.

Potrząsnęłam głową na znak, że nie wiem o co jej chodzi.

-Ty serio jesteś ślepa. Spójrz na tego bruneta z lokami i z pięknym kolorem karmelowych oczu z białą koszulą." - powiedziała przyciszonym głosem, delikatnie się rumieniąc.

Nikt nie był w stanie zwrócić na nas uwagi, ponieważ siedziałyśmy na samej górze chowając się za balustradą. Udało mi się wypatrzeć osobę, o której mówiła Rosamee. Wybudowana sylwetka, delikatna blizna na szyi, ciemnobrązowe włosy i mocne rysy twarzy.

Dokładny opis mężczyzny marzeń mojej siostry.

-Skąd wiesz, że ma karmelowy kolor oczu skoro ma czarne okulary na sobie? - zapytałam.

-Głupiutka... - prychnęła patrząc na bruneta.

-Ty... widziałaś go już wcześniej?

Kiwnęła nieśmiało głową pokazując mało widoczne wypieki na policzkach. Chwyciła mnie za rękę i spokojniejszym tym razem krokiem skierowała się do naszego pokoju.

Trudno było mi w to uwierzyć. Mojej siostrze spodobał się mężczyzna, który na oko kończył co najmniej trzydzieści lat. Wyglądał groźnie i gdyby nie fakt, że byłam z siostrą z pewnością uciekłabym wystraszona.

Nienawidziłam mężczyzn. Dla nich nie liczyła się miłość, uczucie czy delikatność. Oni myśleli tylko o swoich własnych przyjemnościach.

Nie bałam się o swoje życie. Martwiła mnie myśl, że w bliskiej przyszłości moja siostra może zostać brutalnie skrzywdzona przez mężczyznę, który będzie się znęcał nad nią psychicznie i fizycznie, aż się znudzi znajdując kogoś na boku.

Wiedziałam, że to Rosamee wyjdzie pierwsza za mąż. Była starsza ode mnie, chociaż czasem miałam wrażenie, że jestem młodsza od niej o parę lat niż o kilka minut.

Cieszyłam się latami swojego dzieciństwa, gdy to moja siostra cierpiała za moimi plecami, aby pocieszyć naszą matkę swoją gracją, pięknem, a co gorsza niewinnością.

Od lat wiedziałam, że nasza matka kocha najmocniej Rosamee.

Jej traktowanie zmieniało się, gdy mojej siostry nie było w pobliżu. Nie starała się nawet okazywać żadnych uczuć względem mnie. Zastanawiało mnie tylko, dlaczego? Nie musiałam się starać, by dostać odpowiedź. Samej udało mi się wyciągnąć od niej swoje prawdziwe oblicze.

-Mamo...? Jesteś tutaj? - zapytałam piskliwym głosem.

Mama leżała w łóżku, przykryta stosem kołder, a na czole miała mały okład z ręcznika. Wystraszyłam się na początku. Podbiegłam do niej i z bliska dostrzegłam, że jest cała mokra.

 -Mamo! Co się dzieje? Czy ty umierasz?

Ona jedynie się uśmiechnęła do mnie i rzekła ochrypłym głosem:

-Oh, nie bądź głupiutka Rosamee. To tylko gorączka. Uciekaj szybko, zanim podłapiesz coś ode mnie, kochanie.

Rosamee? Czy właśnie moja matka pomyliła mnie z Rosamee?

Tylko ona potrafiła nas od siebie odróżnić. Nie zdarzyło się, żeby nie zorientowała się kim jestem ja czy siostra.

Skoro jest chora, to nie potrafi nas odróżnić. Mogę wyciągnąć od niej coś, czego nigdy bym się normalnie od niej nie dowiedziała.

Wyszłam, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Rosamee słuchała się rozkazów mamy. Musiałam wyjść.

Gdy oddaliłam się od pokoju mamy pędem udałam się w stronę strychu. Potrzebowałam chwili spokoju. Zamarłam na chwilę widząc Rosamee. Siedziała po turecku i patrzyła w jeden punkt. Spojrzałam w to samo miejsce, na które patrzyła. Pustka. Podeszłam do niej i położyłam delikatnie na jej szyi rękę. Mój gest sprawił, że od razu się spięła.

Nic nie powiedziałam, tylko patrzyłam na nią. W moje odbicie.

...Suzetto... t-tak bardzo ciebie przepraszam. Za wszystko. - drżącym głosem wzięła mnie za ramię i oplotła nim ręce.

Za co mnie przepraszała?

Odpuściłam sobie matkę. Co obchodziło mnie jej zdanie? Miałam Rosamee i tylko to się liczyło.  

Ta drugaWhere stories live. Discover now