VII

159 12 0
                                    




Dostałam swój własny pokój, który miałam dzielić z Karlą i Whitney. Rozpromieniłam się na myśl, że nie musiałam być z kimś obcym.

Prawdę mówiąc, nie poznałam ich za dobrze na tyle by w pełni im zaufać, lecz jako jedyne wydały się być chętne, żeby pozwolić mi u nich nocować. 

Pokój na oko wydawał się duży. Wyglądał jak kącik królewny. Kolor ścian pięknie rzucał się oczy wraz z meblami.

Pudrowy róż był praktycznie wszędzie, jednak fragmenty białego idealnie się wtapiały w całe pomieszczenie. 

Moje łóżko znajdowało się tuż przy oknie balkonowym. Mogłabym non stop patrzeć na widoki znajdujące się za nim. 

Podczas gdy podziwiałam swój nowy pokój poczułam jak miękka rzecz trafia w moją głowę. Gdy się odwróciłam dostrzegłam, że nie byłam sama.

-No w końcu, ile można patrzeć się w okno? - zapytała Karla trzymając w ręku drugą poduszkę. -Auuć! Co ty wyrabiasz?! - chwyciła się za głowę.

Za Karlą wyłoniła się Whitney.

-I kto to mówi? Ty bez przerwy patrzysz się na Lucia... - nie dokończyła, oberwała poduszką prosto w twarz. - No i co ty robisz idiotko?! Dopiero co maseczkę nałożyłam!

Obie dziewczyny chwyciły za poduszki i w tym samym momencie rzucały w siebie nawzajem czym popadnie.

-Wiesz, że ta maseczka nic nie daje? - prychnęła Karla zawzięcie rzucając innymi przedmiotami w Whitney. 

-Ja przynajmniej dbam o siebie! - zrobiła unik nim dostała w twarz lampką nocną. - Czy ty jesteś normalna?!

-Po co się pytasz, skoro znasz odpowiedź? 

Patrzyłam się na „bitwę" pomiędzy dziewczynami. Brakowało jedynie popcornu, jednak nie narzekałam.

Niestety ten fantastyczny przebieg akcji został przerwany przez jedną z dziewczyn, która weszła do naszego pokoju.

-Czy wy wiecie, która godzina? - ziewnęła niska dziewczyna przebrana w piżamę, ledwo stając na nogach.

Wyglądała na bardzo zmęczoną. Żal mi się zrobiło, gdyby dostała teraz poduszką w twarz. 

-Nie, Karlo. Odłóż tą poduszkę. - pogroziła palcem Whitney.

Zniechęcona odłożyła zagłówek na łóżko. 

-Ślicznie. A teraz – skierowała się do dziewczyny, która dalej trzymała się za klamkę. - wybacz nam, że wybudziłyśmy cię ze snu. Nie musisz się już niczym obawiać, Ladonno.

Ladonno? Co to za imię? 

Gdy miała pewność, że Ladonna wróciła do swojego pokoju Whitney udała się w stronę łazienki.

-Karlo, ale ty napaskudziłaś. Luciano nie byłby zadowolony widząc ciebie w tym stanie. - roześmiała się na własne słowa znikając za drzwiami łazienki. 

Karla zaś jęknęła zakrywając się kołdrą. 

Jak zaczarowana weszłam na jej łóżko szturchając ją w ramię. 

-Co znowu...? - zapytała zrezygnowana. 

Zrzuciłam z niej poszwę, nim zdążyła coś powiedzieć uprzedziłam ją:

-No.... Kto to Luciano? - uśmiechnęłam się promiennie czekając na odpowiedź.

-A ty właściwie kim jesteś, co? - obróciła się na drugi bok i wzięła poduszkę na głowę. 

Skoro u Meryny wywołałam sprzeczne uczucia w moją stronę to lepiej, żebym zachowała swoją tożsamość na jakiś czas u siebie.

Ale ile to będzie trwać?

Już miałam się pogrążyć w myślach, jednak Whitney wyszła z łazienki. 

-Słodki, karmelowy cukierku. Nie przejmuj się nią. - poklepała mnie po głowie, gdy znalazła się tuż obok mnie i wzięła do ręki mój kosmyk włosów. - Ona nie potrafi przestać myśleć o.... 

-Jeśli jeszcze raz powiesz to imię na głos to oberwiesz już nie lampką, a żyrandolem. - przerwała jej Karla. 

Whitney jedynie pokazała język w stronę dziewczyny. 

-Co ja ci poradzę, że cukierek jest również zainteresowany twoją historią?

Zostałam nazwana cukierkiem. Przynajmniej słodkie przezwisko. 

Karla głośno westchnęła. 

-A co ja ci poradzę, że nie wtyka się nochala w nie swoje sprawy?

-Czy ktoś cię uczył, że nie odpowiada się pytaniem na pytanie? 

-I kto teraz to mówi?

-Taka durna jesteś?

Dałabym słowo. Mogłabym oglądać tą parodię w nieskończoność. To się nazywa przyjaźń? Jeśli tak, to nigdy wcześniej w takiej nie byłam.

-Dobra, dobra. Jutro dokończymy tą niesamowicie mądrą konwersację. Teraz idziemy do łóżek. W szczególności, że wita nas jutro ważny gość! - pisknęła Whitney skacząc z podniecenia.

-Gość? -wyrwało mi się. 

-Właśnie, gość? Jaki gość? - dociekała Karla.

-Pani Calandra zaprosiła gościa. - westchnęła, gdy zarzuciła na siebie pościel. - Najprawdopodobniej ten gość zaprosi ze sobą przyjaciół, znajomych, sąsiadów, kogokolwiek.... Ale tak jak mówiłaś, nie wtyka się nochala w nie swoje sprawy. - powtórzyła słowa Whitney. 

-Gadaj, ale już! - wrzasnęła Karla.

-Cicho bądź! Jeszcze obudzisz Ladonnę. 

-Jeśli obudzisz się bez włosów to nie będzie moja wina. 

Whitney na jej słowa tylko się uśmiechnęła w moją stronę.

-Spokojnie, cukierku. Ty nie masz się czym martwić. A teraz, słodkich snów.

Ta drugaOnde histórias criam vida. Descubra agora