III

209 13 4
                                    



Staliśmy przez chwilę w ciszy. Spojrzałam na dłonie, natomiast bez ustanku mi się trzęsły. Pan Nevan dostrzegł to i spojrzał prosto na mnie pytając:

-Rosamee. Czy coś się stało? - zapytał jak gdyby nigdy nic. 

Czy coś się stało?

Podniosłam głowę i popatrzyłam na jego czekoladowe oczy. 

-Nie, nic, proszę pana. Dziękuję za troskę - rzekłam posyłając mu uśmiech. 

-...czyli jednak dobrze słyszałem. Kłamiesz w żywe oczy. - powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku.

Czekał na moją reakcję? Dlaczego tak powiedział? Zażenowało mnie moje postępowanie. Przez te parę lat doświadczeń, jak nie czuć emocji poszły na marne i to w momencie, którym poznałam mężczyznę. Czy tak właśnie zachowałaby się Rosamee? 

Po co się jeszcze pytam? To jasne, że nie potrafiła oprzeć się urokowi płci przeciwnej. 

Na samo wspomnienie zrobiło mi się niedobrze. 

Niewinnie pokręciłam głową. 

-Nie chcę brać ślubu z fałszywką.... - oznajmił wracając powoli do środka.

Z fałszywką?

Byłam fatalną aktorką, skoro osoba, którą dopiero co poznałam mnie rozpatrzyła. 

A może tak naprawdę Rosamee rozmawiała wcześniej z panem Nevanem?

Nie było czasu, by rozmyślać o tym. 

Natychmiast wzięłam go za rękę. 

Nie mogłam zawieść mamy  nawet jeśli szczerze jej nienawidziłam.

-Proszę.... Proszę nie. - prosiłam go... o co? 

-O co mnie prosisz? - zapytał unosząc brwi do góry.

Sama bym chciała wiedzieć.

-Proszę, aby pan nie zrezygnował ze mnie. - powiedziałam cicho, a do moich oczu zaczęły napływać łzy. 

Sztuczne łzy.

-Nie okłamiesz mnie już więcej? - zapytał monotonnym głosem.

-Nie okłamałam pana. Co mogę poradzić na to, że mam wyraz twarzy taki jaki mam? - odbiłam piłeczkę. 

Nie tak to miało wszystko wyglądać.

-Przez całe pięć minut, odkąd z tobą byłem wyczułem tylko od ciebie strach, przerażenie i frustrację, natomiast twoje gesty, mimika twarzy pokazują coś zupełnie innego.

Tak postąpiłaby moja siostra.

-Ja jestem wystraszona naszą przyszłością, naszym ślubem i całym naszym wspólnym życiem... nic więcej. - zagrałam po raz kolejny, licząc, że łyknie haczyk. 

Ominął mnie, zrzucając ze mnie rękę.

Nie udało mi się? Czy właśnie straciłam szansę by żyć u jego boku?

-Powinniśmy już iść. Nie chcę by twoja matka zanudziła moją rodzinę na śmierć. - rzekł nie patrząc już na mnie. 

Już nie pamiętam co się wydarzyło przez te parę chwil. 

Tak dawno nie czułam strachu, aż do dnia dzisiejszego. Czy to dlatego nie panuję nad sobą?

Nie zauważyłam kiedy wróciliśmy do holu, natomiast zamiast zwrócić na siebie uwagę pan Nevan gestem ręki rozkazał mi schować się za filarem. 

Usłyszałam rozmowę mojej mamy z rodzicami mojego przyszłego męża.

-Oh, państwo nie wiedzą jak bardzo się cieszę, że moja Rosamee wyjdzie za mąż. Jest idealną córką, a matką będzie jeszcze lepszą! - rzekła głośno moja mama. 

-A co z Suzettą? - zapytał niespodziewanie mąż pani Benitez. 

Nastała cisza, a moje serce zabiło mocniej. Zaciekawiona spojrzałam na pana Nevana. On jedynie patrzył na mnie przez cały ten czas. 

Skupiłam wzrok na swoich butach czekając jakie kolejne kłamstwo wymyśli moja mama.

Mama głośno przełknęła ślinę i rzekła:

-Oh, to trudny dla mnie temat. Przepraszam państwa... - ciągnęła. - Siostra Rosamee trafiła do akademii dobrych manier dla dziewcząt. Strasznie za nią tęsknię. To już trzeci rok, odkąd jej tutaj nie ma. Rosamee nacierpiała najbardziej, natomiast jest bardzo silna. 

-Co się z nią stało, że tam trafiła?

-W momencie gdy dowiedziałam się od Rosamee, zakochała się i chciała w przyszłości zostać żoną idealną tak jak jej siostra, dlatego postanowiła wyprowadzić się do akademii. - rzekła do uporu matka. 

-Do kiedy?

No właśnie do kiedy?

Poczekała parę chwil, aż usłyszałam cichy szloch. Pan Nevan dalej skupił wzrok na mnie, jakby czekał na moją reakcję 

Jak na zawołanie wyłoniłam się z ukrycia, udając, że dopiero przyszłam. Za mną oczywiście stanął pan Nevan. 

-Oh, mamo? Proszę, oddychaj głęboko. - powiedziałam przechylając się delikatnie do niej. - Najmocniej państwa przepraszam, jak rozumiem był poruszany temat mojej siostry, prawda? - na moje pytanie pani i pan Benitez skinęli głową. - Proszę się nie martwić, zaraz moja mama ochłonie. Czy mam zawołać służbę, by poszła z tobą do łazienki? - zwróciłam się do niej. - Ja w tym czasie zostanę z państwem Benitez.

Grała niemalże idealnie. Wciągnęła mnie w swoje kłamstwa dlatego i ja musiałam ciągnąć przedstawienie.

-Panno Vado? Czy mogłaby pani przyjść na sekundę? - zapytałam, trzymając mamę za rękę. 

W dwie sekundy pojawiła się służąca. Podziękowałam jej skinieniem głowy. 

I co teraz? Zostałaś sama bez osoby, która potrafiła zmanipulować każdego jednym gestem ciała.

Uspokoiłam się, gdy przez myśl wpadł mi pomysł, że to najlepszy moment by poznać teściów.
Co prawda prawdziwa Rosamee rozmawiała z nimi w dalekiej przeszłości, jednak równie dobrze mogła się zmienić.

W znaczeniu dosłownym zmienić.

-Jak się państwo czują? Czy wszystko w porządku? - zapytałam jak gdyby nigdy nic się nie stało.

Spojrzeli po sobie znacząco, pani Benitez po chwili chrząknęła i rzekła:

-Najmocniej przepraszam za męża. Niepotrzebnie pytał o pańską siostrę. 

-Proszę mnie nie przepraszać, to naturalne, że pan Benitez był ciekaw co słychać u... - nie potrafiłam wymówić swojego imienia.

-Oj kochanie, nie będę poruszać już tego tematu, jeśli tak bardzo ciebie boli. Tęsknisz za nią, prawda? - dociekała ze szczerym współczuciem. 

Tęsknię... za sobą? Czy mogę sobie pozwolić na chwilę słabości? Na pewno nie przy nich. Nie mogę.

-Tak, tęsknię. Chciałabym, żeby mogła wrócić, chociaż wiem, że na ten moment to niemożliwe.

***
Dziękuję ślicznie wszystkim za przeczytanie jednych z pierwszych rozdziałów!
Głosowanie również wiele dla mnie znaczy.
Proszę Was - czytelników, żebyście się uzbroili w cierpliwość 🌷
Historia Suzetty dopiero się rozwija, powolnymi krokami, jednak liczę na to, że zostaniecie do końca!

Dziękuję wszystkim jeszcze raz!

cupid

Ta drugaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora