XI

146 12 0
                                    




- Przelecisz ją i tyle, prawda? - w pewnym znaczeniu zapytała jakby sama znała odpowiedź.

Niepokoiło mnie jej zachowanie do mnie i do pana Leonarda. 

- Nie przelecę jej. - pomimo tego, że jego głos był monotonny to miałam wrażenie, że gotuje się ze złości od środka.

- Teraz to nie graj takiego świętego! - podeszła do niego bliżej i wymierzyła go piorunującym wzrokiem. Sama aż dostałam gęsiej skórki. - Byłeś, jesteś i będziesz tym samym Leonem, którego znałam. Nie zmieniłeś się.

Szybkim ruchem zamachnęła ręką w twarz pana Leonarda, lecz on tylko przechylił głowę unikając uderzenia. 

- Przestań zachowywać się jak wariatka. Sama kiedyś uciekałaś z własnego ślubu. - rzekł kierując się w moją stronę. Ujął moją dłoń w lekki uścisk i zmierzył w kierunku wyjścia. - Wychodzimy.

- Leo! Nie rób z siebie idioty, większego niż jesteś! - krzyknęła za nami pani Calandra. - Nie wierz jej!

Usłyszałam cichy szloch, odwróciłam głowę i zauważyłam jak kobieta upadła na podłogę przecierając rękami twarz.

- Nie zawracaj sobie nią głowy, Suzetto. - rzekł do mnie, dalej trzymając mnie za rękę. Wolną dłonią dotknął mojej brody odwracając mnie z zasięgu widoku pani Calandry.

Wyszliśmy drzwiami, przez które jeszcze jeden dzień temu myślałam, że będę wolna. 

Moje życie dopiero się zaczynało.

***

Wcześniej pan Leonardo był nadzwyczaj przerażający. Teraz, gdy spoglądałam na niego w samochodzie widziałam niedźwiedzia z bajki, który pomimo swojej olbrzymiej postury był słodki na swój sposób. 

- Na co się tak patrzysz? - zapytał unosząc brew. - Żałujesz, że zostałaś ze mną?

Mrugnęłam parę razy i popatrzyłam się na swoje dłonie. 

- Dziwnie się czuję. - oznajmiłam.

- Powiedz mi, dlaczego?

- Jako jedyny pan mi uwierzył. - spoglądnęłam na niego i posłałam mały uśmiech. - Dziękuję panu.

Zmarszczył zdezorientowany brwi i przybliżył się w moją stronę.

- Powinien pan być zapięty. - przyznałam, jednak szybko pożałowałam swoich słów.

Patrzył się na mnie nie odrywając ode mnie na moment wzroku, jakby próbował wyczytać moje myśli. Nie ukrywał tego.

- Martwisz się o mnie, a sama nie jesteś zapięta. - odrzekł.

Zwróciłam uwagę na swoje zapięcie i faktycznie było odpięte. 

Uśmiechnęłam się niezręcznie i zapięłam się. 

- Suzetto, boisz się?

Czy się bałam? Oczywiście, że tak, chociaż może mniej? Teraz, gdy mniej więcej wiedziałam na czym stoję, czułam się bezpieczniej.

- Nie, nie boję się.

- Nawet mnie?

- Nawet pana.

***

POV: Leonardo


Nie miałem w planach brać ze sobą dziewczyny. Nie sądziłem też, że moje zamiary co do niej ulegną zdanie. 

Początkowo chciałem ją zabrać i sprzedać mojemu dawnemu znajomemu, u którego byłem dłużny. 

Widziałem w jej oczach strach, niepewność oraz ekscytację. 

Byłem pewny wcześniej, że tylko udawała i dobrze grała, ale gdy poczyniłem się do intymniejszego rozwiązania, wiedziałem, że to nie jej szukałem. 

Pytanie, co zamierzałem z nią zrobić? Nie miałem bladego pojęcia.

Była pociągająca, więc jak mógłbym nie wykorzystać okazji, żeby pobyć z nią więcej czasu? Jednak najbardziej chciałem dorwać jej siostrę, która od kilku dobrych lat uwodziła moich żołnierzy, a następnie okradała ich, aż zostawali bez niczego.

Dosłownie bez niczego.

Zapamiętałem ją, gdy pewnego razu odwiedziłem rodzinę La Russo i zobaczyłem jedną z sióstr bliźniaczych. Była niespodziewana śmiała co do swoich postępowań i zbliżyła się na tyle, że mógłbym zgłosić jej ojcu o braku przyzwoitości i szlachetności z jej strony.

Słyszałem, że jak na trzynastolatkę była już bardzo dojrzała, lecz nieśmiała i zacofana. 

Mowa o Rosamee. 

Jednak tamtego dnia ujrzałem jedynie napaloną dziewczynkę, która chciała się zbliżyć do dwudziestosześciolatka. 

Byłem przekonany, że dziewczynka, która uwodziła mnie miała na imię Suzetta. 

O niej słyszałem mniej pochwał i zalet. 

Teraz już wiedziałem, że tą małą istotą, która odwiedziła mnie pamiętnej nocy była Rosamee La Russo.

***

Jechaliśmy do mojej rezydencji. Widziałem jak Suzetta ledwo co otwiera oczy, lecz była zafascynowana niż przerażona tym co miało nastąpić.

Zasnęła. Zauważyłem jak jej klatka piersiowa delikatnie unosiła się i opadała.

Taka naiwna i taka nieświadoma...

Byłem potworem, ale nie chciałem jej skrzywdzić, tylko jej klona.

Gdy dotarliśmy do mojego domu, wziąłem ją na ręce i najdelikatniej jak potrafiłem zaniosłem ją do jej nowego pokoju.

Poprosiłem służącą, żeby przebrała Suzettę w piżamę, którą znajdzie i żeby zachowywała się najciszej jak mogła.

Ostatni raz przyjrzałem się jej twarzy i wyszedłem z pomieszczenia.

Moja misja dopiero się zaczęła.

***


Nie ukrywam, troszkę się wypaliłam, a bardzo chciałam opublikować jakiś rozdział.
Nie wiem czy to zależne od mojej motywacji czy od czegoś innego.

Dziękuję za głosy oraz za komentarze!

Pozdrawiam was wszystkich cieplutko


cupid

Ta drugaWhere stories live. Discover now