II

258 11 0
                                    




Teraźniejszość

Usłyszałam pukanie do drzwi. To już godzina siódma? Trudno było mi się przestawić z wygód i zabaw na przeistoczenie się do osoby dorosłej w wieku czternastu lat. Od momentu przejęcia życia Rosamee musiałam dosłownie zapomnieć o swoim dotychczasowym raju dziecięcym. Tak jakbym nigdy się nie narodziła, a raczej... tak jakby moja matka miała tylko jedną córkę. 

Do mojego pokoju weszła pokojówka, Vada. Jak wszyscy, oprócz mojej matki, Vada nie wiedziała kim jestem. 

-Panno Rosamee, powinna panienka już dawno być na nogach. Doprawdy, co się z panienką stało? - zapytała biorąc w ręce prześcieradło, na którym leżałam. Natychmiast poczułam chłód w każdej partii ciała.

Nie wiedziałam przed „zmianą", że nasza pokojówka była taka oschła i zimna w stosunku do mojej siostry. 

Tylko ona traktowała mnie jak córkę, którą szczerze kochała. Widoczny był fakt, że zabolała ją informacja, gdy dowiedziała się, że ja zostałam „wysłana" do jednej z najsurowszych akademii dobrych manier dla dziewcząt. Widziałam, że cierpi, nawet pod zakrytą maską.

Chciałam dać jej znak, że Suzetta jest i zawsze z nią była.

-Proszę mi wybaczyć. - rzekłam dalej sennym głosem. Jedynie tyle mogłam powiedzieć. Nie byłam w stanie ją okłamywać jeszcze bardziej. 

Vado, wyjdź proszę. Nie mogę na ciebie nawet spojrzeć. Jestem cała brudna od kłamstw. Nie chcę cię ranić.

-Wybrałam dla panienki rzeczy do przebrania. Są na samym wierzchu w garderobie. Czy ma przyjść również wizażystka? - zapytała ścieląc łóżko.

-Nie, dziękuję. - powiedziałam kierując się do garderoby. 

Proszę. Dziękuję. Przepraszam za najście. Tak. Nie. Moim zadaniem było wypowiadanie na co dzień tylko tyle słów w obecności sług. Nic nie znaczące słowa, lecz dla mnie były bolesne do wypowiedzenia. 

Nie zauważyłam kiedy weszłam do przymierzalni. Vada dała mi do ubrania piękną, jasnopurpurową suknię z długimi, falbaniastymi zaczynające się od łokci rękawami. Dekolt był dosyć spory jak na zwykłą okazję. Dosyć spory w języku mamy znaczyło lekkie wycięcie z przodu. 

Mimo, iż nie chciałam, pomalowałam się mocniej niż powinnam. 

To już trzeci rok życia Rosamee w ciele Suzetty. Trzeci rok, w którym żyję bez siostry.

Byłam wyłącznie ciekawa, czy kiedykolwiek ją zobaczę.

***

Mama nerwowo chodziła po pokoju. Gdy zauważyła moją obecność, uśmiechnęła się fałszywie do mnie i podeszła bliżej. 

-Moja Rosamee. Nie ma się czym martwić wiesz? Państwo Benitez bardzo ciebie lubią, a to rzadkość. W dodatku jeden z ich synów dalej pragnie ciebie wziąć za żonę! Uśmiechnij się. - rzekła, a ja dostrzegłam jak drży jej szczęka. 

-Tak, mamo. - powiedziałam.

Coraz łatwiej wychodziło mi symulowanie emocji. Czasem moja mama mówiła, że jest ze mnie dumna. „Przynajmniej twoja gra aktorska nie poszła na marne." to było jej ostatnie zdanie skierowane do Suzetty. Czyli do mnie.

Martwiła się, ponieważ nigdy wcześniej nie poznałam pana Nevana, który miał zostać moim mężem. Z tego co było mi wiadomo to nie znał mojej siostry, nawet jej nie widział. 

Ulżyło mi, ponieważ nie wiedziałam jak wyglądałaby jej interakcja. 

Na widok mężczyzn od razu stawała się nieśmiała. Starała się nie patrzeć na nich, ledwo wydobywała z siebie jedno słowo.

Ta drugaWhere stories live. Discover now