Rozdział XI

1.1K 127 18
                                    

Hejka! Wybaczcie mi, że ostatnio tak to wszystko zaniedbuje. Mam jednak nadzieję, że jeszcze znajdzie się parę dobrych duszyczek, które to czytają. Nie przeciągając więcej, trzymta ten rozdział! :D

Po naszej małej „przygodzie" i jak w końcu ochłonąłem, zajęliśmy się rozpracowywaniem piw. Oczywiście po Sanaetsu nie było widać jakiś większych zmian (może poza lekko czerwonymi policzkami). Ja się starałem trzymać równie mężnie co on, ale jedynie doprowadzałem go tym do napadów śmiechu. Moje próby pokazania, że potrafię poruszać się z gracją oraz wykonywać różne pozycje nawet podczas picia spaliły na panewce. Moje starania pokazania zdolności lingwistycznych również miały odwrotny skutek.  Ogólnie mieliśmy ubaw po pachy, do momentu nieoczekiwanego telefonu.

-Haaalooooooooo? – prawie wydarłem się do słuchawki.

-Siemka Shiro. – usłyszałem głos, ale nie do końca mogłem dopasować do kogo należał.

-A siema siema, z kim mam ten zaszszzsczyt rozmawiać? – wybełkotałem. Sanaetsu próbował mi zabrać telefon i coś zaczął gadać o „niekontrolowanym jęzorze", ale poleciałem do drugiego pokoju, a on za mną drąc się, że gorzej niż z dzieckiem ma. W końcu stanął w pokoju ze skrzyżowanymi rękami i obserwował jak kręcę się po pomieszczeniu.

-Piłeś? – w głosie ze słuchawki słychać było troskę.

-Oj tam, od razu, że piłem. Po prostu mam zajebisty humor. Znaczy może kapeńkę czegoś tam łyknąłem, ale trzymam się prosto! A gdyby podłoga stała prosto to już w ogóle wypas... - zacząłem paplać. Usłyszałem śmiech mojego rozmówcy.

-Nic się nie zmieniłeś, jak zwykle dzieciak z Ciebie.

-Chyba dawno żeś mnie nie widział! Żaden dzieciak ze mnie! Jestem męszszyzną! – krzyczałem oburzony.

-Hmm to może pokażesz mi jakim facetem się stałeś i się spotkasz ze mną?

-Chwila chwila, a ty mi ciągle nie powiedziałeś kim jesteś... co jak umawiam się z zabójcą, hmm? – Sanaetsu podniósł jedną brew i spojrzał na mnie wymownie.

-Spokojnie to Ci nie grozi.

-Pfff, uważają bo Ci uwierzę. Powiedz w końcu kim jesteś.

-Jeremy. Naprawdę mnie nie poznałeś. – usłyszałem jego zdumiony głos. Momentalnie otrzeźwiałem i cały zesztywniałem tak, że nie byłem w stanie nic powiedzieć, ani się rozłączyć. Sanaetsu widząc moją reakcję natychmiastowo zabrał mi telefon i zaczął coś do niego warczeć. Po kilku sekundach otrząsnąłem się i kiwnąłem do chłopaka, żeby mi oddał telefon. Widać, że ciężko było mu to zrobić, bo poruszał się z ociąganiem. Nie wiedziałem o czym rozmawiali przez te chwilę kiedy się wyłączyłem, ale chyba doszło do ostrej wymiany zdań. Jeremy prawie krzyczał, a u niego na tyle na ile go znałem zdarzało się to bardzo rzadko.

-... nie masz prawa zabraniać mi w jakikolwiek...

-Jeremy. – powiedziałem głosem zimniejszym niż lód.

-Shiro?

-Nigdy więcej do mnie nie dzwoń, ani nie próbuj się ze mną kontaktować, rozumiesz? Nie obchodzi mnie, że już z tobą lepiej. Nie obchodzi mnie, że twój lekarz pozwolił ci tu przyjechać, nie obchodzi mnie, że moja siostra się za tobą wstawia, a tym bardziej nie obchodzi mnie to, że chcesz się ze mną spotkać. Mam nadzieje, że ostatni raz cię słyszę. – powiedziałem pogardliwie i się rozłączyłem. Wypuściłem powietrze z ust i klapnąłem na łóżko. Sanaetsu usiadł obok i spojrzał się na mnie.

-Boże, nienawidzę tego gościa! – zaczął oburzony. – Za każdym pieprzonym  razem gdy jesteśmy razem musi się ktoś wtryniać, jak tak dalej pójdzie, to... - Nie dałem mu dokończyć. Przerwałem jego tyradę swoim pocałunkiem. Wiedziałem, że bez niego nie byłbym taki odważny, że gdyby go tu nie było znowu nie potrafiłbym kontrolować swoich emocji. Uśmiechnąłem się do niego i powiedziałem:

Black&WhiteWhere stories live. Discover now