Rozdział III

1.4K 151 10
                                    

Chciałabym podziękowac dwóm osobom ze ten rozdział, bo bez nich pewnie bym nie dała rady: mojej siostrze, za to że pomagała mi odnaleźć wenę, oraz Majkiemu (@BlackBullet1) za to, że nie pozwalał mi się poddać.

A i jeszcze jak zwykle dziękuję mojej betcie za poprawianie głupich błędów i literówek.

Już nie przynudzam, enjoy!

Wspominałem może jak bardzo kocham koszykówkę? Nie? A to dziwne, nic nie jest lepsze od uczucia bycia na boisku, grania z twoją drużyną i panowania nad piłką. Czujesz wszystkie mięśnie, wyciskasz z siebie 100%, a nawet więcej, na błahym treningu. Reagujesz 2 razy szybciej,a pomimo, że to wszystko trwa około 10 minut tak dużo się dzieje i jest tyle akcji, że czujesz jakbyś był tam od paru godzin. Nie ma na ziemi miejsca, w którym byś wolał być bardziej niż tu i teraz – słowem czujesz że żyjesz!

Na początku Sanaetsu grał tak jak w poprzednim mecz – dużo podawania, przechwytów, zero ataku czy obrony pod koszem. Wkurzało mnie to, więc zaczynałem grać coraz szybciej, biegałem najwięcej ze wszystkich. Koledzy chyba zauważyli tę zmianę bo też zaczęli wyciskać z siebie więcej aż w końcu przeciwnicy zaczęli mieć problem z naszymi podaniami i (jak się okazało) dobrym panowaniem nad piłką. Ciągle byliśmy 10 punktów w plecy, ale to nadrabialiśmy. Czułem się nieziemsko – zacząłem się bawić. Raz nawet (nie wiem jakim cudem) wykiwałem i ominąłem Sanaetsu. Chłopak miał coraz większe trudności w pozostaniu na swojej pozycji i utrzymaniu punktacji, więc (nareszcie!) zaczął grać na ataku i w obronie. Rzucił pierwszego kosza za 3 pkt– czysto, idealnie. Zgarnął pierwszą piłkę spod kosza i od razu skontrował wsadem. Coraz ciężej było za nim nadążać, ale nie odpuszczaliśmy. Wynik był całkiem wyrównany w sumie tylko dzięki temu, że ja miałem w drużynie dobrze grających zawodników i szybko się wszyscy zgrali. Natomiast przeciwnicy polegali głównie na Sanaetsu od momentu w którym zaczął poważnie grać. Zaczął się najlepszy moment w meczu, gdy wszyscy zaciekle walczyli o punkty. Jednak kiedy już myśleliśmy że dogoniliśmy naszych przeciwników, ich as zaczął grać jeszcze szybciej, gwałtowniej, lepiej. Teraz utrzymanie z nim tempa było niemożliwe. Równie dobrze mogłoby nas nie być na boisku, efekt byłby taki sam. Na szczęście nasze męki szybko przerwał gwizdek trenera.

-Brawooo! Świetny mecz. Naprawdę wybornie się Was oglądało w akcji. Oczywiście Sanaetsu grał po mistrzowsku, ale Yashiro też sobie nad podziw dobrze radził. Coś czuję, że w tym roku zawody będą bardziej niż tylko udane. Dziękuję wszystkim, możecie się rozejść - To mnie zaskoczyło, że niby ja? Przecież ja nic takiego nie zrobiłem. Ciągle o tym myśląc, poszedłem do szatni i zacząłem się przebierać. Pożegnałem się z chłopakami i ruszyłem w stronę domu. Jednak nie dane mi było wracać dziś samemu – znów drogę zajechało mi czarne BMW.

-Wsiadaj, odwiozę Cię do domu. - zakomunikował.

-Oho, czy to ma być rozkaz? - powiedziałem.

-No cóż, jeśli takie odniosłeś wrażenie, to tak, to jest rozkaz – uśmiechnął się łobuzersko.

-A co jeśli powiem nie?

-Dopóki nie powiesz, to się nie dowiesz – uuu, zaleciało grozą, ale cały efekt popsuła ta przypadkowa rymowanka i tylko zacząłem się z tego śmiać.

-Dobra, dobra już wsiadam. - powiedziałem dla świętego spokoju, nie chciało mi się z nim dziś użerać.

-Grzeczny chłopak. - skomentował, lekko naburmuszony moim wybuchem śmiechu. No i masz, teraz ja się wkurzyłem.

-Przysięgam, kiedyś Ci przywalę - warknąłem.

-Śmiało, zobaczymy kto wygra - Odwrócił się i mrugnął do mnie.

Black&WhiteWhere stories live. Discover now