Rozdział XIV

669 67 5
                                    

Dotrwajcie do końca i ENJOY!

Niespiesznie wędrowałem uliczkami w dobrze znanym mi kierunku. Nawet nie musiałem się zastanawiać, ponieważ nogi same mnie prowadziły, na tak zwanym "automacie". Przy okazji podziwiałem widoki, które roztaczały się przede mną. Jak bardzo nie doceniałem mojej uroczej mieściny to dopiero teraz zauważyłem. Skromne, niezbyt ruchliwe uliczki, przy każdej rosły brzozy, kasztany i dęby. Jesień dodawała temu wszystkiemu uroku, a domy jednorodzinne idealnie wpasowywały się w klimat otoczenia - w skrócie tak prezentuje się Meabashi.

Ciesząc się tymi drobnymi szczegółami i wdychając rześkie jesienne powietrze kierowałem się do domu Sanaetsu. Nie byłem pewien jak mnie przyjmie, ale wiedziałem, że chcę mu przekazać to co zdążyłem poukładać sobie w głowie i po części w życiu. Trochę się denerwowałem nie wiedzieć czemu, ale ochrzaniłem się w myślach: "debilu, będziesz żałować jeśli tego nie zrobisz!". Ech, czasem ciężko jest żyć ze sobą.

Tocząc wewnętrzną walkę i tym samym trenując charakter dotarłem pod docelowe drzwi. Wziąłem głęboki oddech, pogapiłem się jeszcze chwilę w ten szczęśliwy numerek (69) i podniosłem rękę aby zapukać. Jednak moja ręką nawet nie dotarła do drzwi bo ktoś je otworzył od środka. Spojrzałem na twarz Sanaetsu na której malowało się zdziwienie i lekki uśmiech.

-Siemka. - przywitałem się.

-Em, cześć? - powiedział to pytającym tonem jakby nie był do końca pewien czegoś.

-Chciałem pogadać, ale skoro wychodzisz to... - nie dał mi dokończyć.

-Nie, nie, spoko! Miałem tylko zamiar iść do sklepu, więc wchodź śmiało. - Zaczął żywo gestykulować i zapraszać mnie do środka.

-Nie chce Ci w niczym przeszkadzać. Mogę poczekać aż zrobisz zakupy.

-Nie no, nie zostawię Cię tutaj. Chodź ze mną w takim razie. - powiedział z ciepłym uśmiechem. Uf, wreszcie przestał być taki spięty. Poszliśmy więc do sklepu, który był kawałek od jego domu, więc mieliśmy przy okazji spacer po (jak się okazało) ładnej okolicy. Rozmawialiśmy głównie o koszu, bo Sanaetsu był zachwycony swoją formą ostatnio oraz stwierdził że ja też się znacznie poprawiłem. Poczułem niesamowitą dumę i ciepło w sercu. Moja ciężka praca się w końcu opłaciła! 

Po zebraniu niezbędnych rzeczy i zapłaceniu, wróciliśmy do domu. Sanaetsu zrobił herbatę, pokrzątał się i widocznie aż zaczynała z niego cieknąć ciekawość. Było to dość zabawne, bo usiłował prowadzić normalną konwersację, ale nie wytrzymywał i próbował pytać, ale za każdym razem zbywałem go. W końcu nie wytrzymał.

-No powiesz mi wreszcie po cholerę tu przyszedłeś?! Czy masz zamiar się tak ze mną bawić do końca!?

-Ech, no dobrze dobrze, złośniku. - łypnął na mnie złowieszczym wzrokiem. - No ookeeej! Już nie będę tak mówić. 

-Idiota. - mruknął pod nosem, ale udałem, że tego nie słyszę.

-Wiem, że prawdopodobnie moja prośba wyda Ci się dziwna, ale oczywiście dam Ci czas na przemyślenie i wszystko. Ja sam długo ze sobą walczyłem, żeby o to spytać, ale po prostu moja rodzina nie pozostawiła mi zbyt dużo możliwości, a ta  byłaby jak dla mnie najlepsza. Oczywiście to nie tak, że bym Cię wykorzystywał! Potrafię być użyteczny, szybko łapię się co i jak, więc... -zacząłem paplać i nie zauważyłem zirytowanej miny mojego rozmówcy.

-Shiro. - warknął. - Jak Boga kocham w końcu Ci przywalę. Mów, a nie pierdolisz od rzeczy!

-Aaa, przeprasza, przepraszam! - speszyłem się. Cholera, jednak stresuję się. - No bo... Czymógłbymztobązamieszkać? - wypowiedziałem to zdanie na jednym wydechu. Nie byłem pewny czy Sanaetsu zrozumiał o co pytam, bo siedział i patrzył się tym samym wyrazem twarzy.

Black&WhiteHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin