Rozdział V

1.3K 144 11
                                    

*Yashiro*

Było mi strasznie ciepło i czułem na sobie jakiś niebywały ciężar. Otowrzyłem oczy i jedyne co zobaczyłem to klatkę piersiową Sanaetsu. Jakimś niewytłumaczalnym cudem leżałem w jego ramionach u niego w domu na łóżku.

-AAAAA! - wydarłem się na całe gardło i próbowałem uwolnić z uścisku, który zrobił się tylko silniejszy.

-Co jest… - wymruczał zaspany. - Nie uciekaj…

-Jak ja mam Ci nie uciekać jak nie wiem z jakich przyczyn znalazłem się u Ciebie w łóżku!-wykrzyczałem i zacząłem się szamotać. To już rozbudziło Sanaetsu.

-Ucisz się! - warknął. - jest dopiero 4 w nocy, ludzie śpią.

-To mnie puść! - powiedziałem z nadzieją, że to zrobi. Jednak jego zamiary były inne. Zawisł nade mną i przyszpilił mnie rękami, żebym nie mógł się ruszać.

-Jeśli się nie uspokoisz to zaraz z Tobą zrobię taki porządek, że rano nie będziesz mógł się ruszać. - warknął. - I uwierz mi, nawet nie wiesz jak kusząca jest ta perspektywa. - Wymruczał już spokojniej. Wystraszyłem się, ale też… trudno to ukryć ale, no cóż, pobudziłem. Serce mi strasznie łomotało, było mi gorąco i czułem ciało Sanaetsu na sobie. Mieszanka wybuchowa o 4 nad ranem. Niestety chłopak chyba zauważył moją reakcję.

-Oho, widzę, że nie tylko ja mam podobne myśli. - mruknął z błyskiem w oku.

-N-nie… - wyjąkałem. - Zawsze mam tak po przebudzeniu. - powiedziałem, odzyskując trochę pewności siebie. Chłopak podniósł jedną brew i zszedł ze mnie.

-Skoro tak twierdzisz. Tylko pamiętaj, właśnie ominęła Cię okazja do darmowego obciąganka. - wyszczrzył się jak idiota.

-Zboczuch! - rzuciłem, śmiejąc się. Jak dobrze móc znów żartować.

-To nie do końca był żart - powiedział marszcząc brwi, jakby nie był pewien. Po czym odwrócił się do mnie plecami. - Dobranoc, mamy jeszcze parę godzin snu.

-Dobranoc… - odpowiedziałem, zamyślony nad jego pierwszymi słowami. O co mu znowu chodzi… Na prawdę, coraz mniej  rzeczy rozumiem. A zresztą, nie będę o tym myśleć o 4. Nawet nie chciałem myśleć o tym co będę miał w domu po tej nieobecności…

Tym razem obudził mnie budzik wskazując 7. Nie było prze mnie Sanaetsu, więc stwierdziłęm, że pójdę go poszukać. Jednak zamiast jego, znalazłem liścik w kuchni. “Poszedłem biegać. Rozgość się i korzystaj w pełni z lodówki. Powinienem wrócić o 7.” To dziwne, powinien już być, zwłaszcza że przecież to jest normalny dzień w szkole. Martwiło mnie to trochę, ale postanowiłem zalecić się do tego co napisał. Wziąłem szybki prysznic i wybrałem możliwie najmniejsze ubranie. Szczęściem znalazłem takie, które były prawie że idealne. Potem zjadłem śniadanie (płatki i mleko). Przypomniało mi się, że nie mam potrzebnych rzeczy do szkoły i będę musiał zachaczyć po drodze do domu. Była już 7:30 a właściciela domu ciągle nie było. Zrobiłem kanapki do szkoły dla siebie i Sanaetsu. Swoje wziąłem a jego zostawiłem z liścikiem: “Dziękuję za gościnę.  Zrobiłem kanapki, mam nadzieję, że będą smakować i zdążysz do szkoły. Przepraszam, że nie zaczekałem, ale muszę jeszcze na chwilę wstąpić do siebie.” Zadowolony zabrałem rzeczy i wyszedłem. Mieszkamy dość blisko siebie, więc dotarłem na miejsce w 10 min. Zabrałem potrzebne rzeczy i od razu pognałem do szkoły. Na szczęście rodziców już nie było (albo ciągle spali), a siostra zdążyła tylko rzucić “Musisz się potem wytłamczyć!”. Tatą i mamą w sumie się nie przejmuję i tak mnie oleją, ale z Yumi nie pójdzie tak łatwo.

Sanaetsu wparował do hali na drugiej lekcji spóźniony o parę minut, pewnie dlatego że nie mógł nas znaleźć, bo nie wiadomo czemu ale nas wychowawca powiedział, że mamy się zebrać na hali.-Jeśli ma pan problem z przychodzenim punktualnie może zaopatrzy się pan w jakiś specjalny budzik? - powiedział do niego.

Black&WhiteWhere stories live. Discover now