Rozdział XV

688 67 2
                                    


No tego było za wiele! Nie było problemu jak powiedziałem, że się wyprowadzam, a nagle takie kwiatki mi tu serwują?! Wiedziałem, od początku wiedziałem, że ich zachowanie jest zbyt piękne żeby było prawdziwe. Aaa, ale ja jestem głupi... mieć nadzieję na normalne zachowanie ze strony rodziców? Najdziwniejsza z tego wszystkiego była stoicka twarz mojej siostry. Myślałem, że tak jak ja będzie w szoku i stanie po mojej stronie, ale nie zanosiło się na nic takiego. Wręcz przeciwnie, miała zacięty wyraz twarzy - taki sam jak zawsze podczas naszych kłótni. Nie wróżyło to nic dobrego.

-Przepraszam bardzo, ale czy mogę poznać powód takiej postawy? - zapytał z pozoru spokojnie Sanaetsu.

-Po prostu Shiro nie jest jeszcze gotowy na tak duży krok w swoim życiu. - odpowiedziała matka.

-Nie udawajcie moich rodziców w tedy gdy to dla was wygodne. - prychnąłem.  Pomimo, że obiecywałem sobie że nie będę robić scen, to to aż się prosi o to! - Przez ostatnie dwa lata jedyne o co się martwiliście to czy przypadkiem nikogo nie zabiłem, albo czy miałem oceny wystarczające żeby zdać. Nawet na durne wywiadówki wam się dupy nie chciało ruszyć! Więc nie mówcie mi na co jestem gotowy a na co nie! Bo gówno wiecie o mnie i zdecydowanie nie macie prawa mówić mi na co jestem gotowy. - wydarłem się. Wstałem od stołu nie czekając na odpowiedź i pognałem do pokoju po swoje rzeczy.

-Shiro! - usłyszałem gniewny głos rodziców. Byłem pewien, że Sanaetsu pójdzie za mną, ale chyba się pomyliłem. Trudno, może on zdziała więcej ode mnie.

*Sanaetsu*

Nie powiem, Shiro trafił w sedno całej sprawy. Najchętniej to uciekłbym razem z nim stąd, ale wiedziałem że jeżeli nie stoczę tej walki to nigdy w pełni on nie będzie mój.

-Nie chcę być niegrzeczny, ale skąd to nagłe zainteresowanie życiem Shiro? - zwróciłem się do rodziców po minucie ciszy z jaką wpatrywali się w kierunku schodów po których wbiegł chłopak. Spojrzeli na mnie jak na kosmitę, zdziwieni że ciągle tu jestem.

-Jakie nagłe?! Przecież my od zawsze... - jego matka próbowała zamaskować niezręczność, ale nie dałem jej dokończyć tego żenującego przedstawienia.

-Proszę, niech mi pani to daruje. Wnioskując z zachowania Shiro i jego opowieści to nie byliście przykładnymi rodzicami. - oboje rozmówców ścisnęło usta w wąską linię.

-Pan to chyba może się już kierować do drzwi. - odparł chłodno mężczyzna.

-Nie bez Shiro. - uśmiechnąłem sie lekko. - Nie ma szans żebym kiedykolwiek go opuścił. Nie zostawię go pod opieką ludzi do których stracił zaufanie i którzy wtrącili do jego pokoju niedoszłego gwałciciela. Tak, zgadza się, GWAŁCICIELA, proszę nie robić takich zdziwionych min.

-Kiedy my na prawdę... - szepnęła kobieta.

-Tak więc uświadamiam was teraz. Chłopak zasługuję na coś lepszego niż Jeremy, niż wy. Tak szczerze to nie obchodzi mnie czemu to zrobiliście, ani czemu się tak  zachowujecie bo liczy się że to wszystko się stało i się nie odstanie. Jedyne co, to Shiro może zapewnić sobie spokojne życie z dala od waszych dziwnych krętactw. Zdajecie sobie również sprawę z tego że to ON sam poprosił mnie o zamieszkanie u mnie? Zrobił to tuż po tym jak dostał pracę, więc był świadom co pociąga za sobą samodzielne życie. Natomiast ja będą robić to czego wy nie byliście w stanie będą jego rodziną: będę go wspierać choćby nie wiem co. - nastała kolejna minuta ciszy podczas której wyraźnie oboje przyswajali moją wypowiedź z wielkim trudem.

-Młodzieńcze, ty chyba sobie kpisz. Nie znasz życie, nie znasz naszej rodziny więc co daje Ci prawo wtrącać się w nie swoje sprawy?! - widocznie było widać żyłkę na czole ojca.

Black&WhiteWhere stories live. Discover now