Rozdział 19.2.

25 4 7
                                    


Zgodnie z zapowiedziami Ry, strażników już praktycznie nie było. Miałam wrażenie, że jesteśmy tylko we trzy. To także mi odpowiadało. Tak strasznie się tutaj nudziłam. Chodzenie na spacerki i otaczanie się krukami nie wystarczało mi. Potrzebowałam się zmęczyć. Siebie i bestię. Nadal nie widziałam się z Baalem, ale to zamierzałam wkrótce zmienić. Podobnie jak znaleźć żołnierzy, którzy tak mnie potraktowali. Nie, nie planowałam ich zabić. Jedynie sprawić, by na zawsze pożałowali tego, co zrobili. Podczas spacerów starałam się zapamiętać położenie nie tylko komnat mieszkalnych, ale również więzień i w oddali miejsca żołnierzy. Z pewnością oni mieli co robić, w porównaniu do mnie.

Ta noc była cicha. Była pełnia księżyca, która oświetlała ogrody nadając wręcz magii temu miejscu. Szłam cicho wzdłuż ściany, nie dając się ani usłyszeć, ani zobaczyć. To nieco mnie zdziwiło – nikt nie pilnował tego miejsca. Skoro ponoć Whiro chciałaby mnie zabić, mogła to zrobić bezproblemowo. Chociaż za dużo by straciła mnie zabijając. O wiele bardziej przydałabym się jej żywa. Pamiętam jej wzrok na arenie. Została przechytrzona przez Baala i Akera. Tak bardzo chciałam teraz spotkać się ze swoją matką i porozmawiać o tym wszystkim. Przez tak długi czas mówiła mi o Liberii. Opowiadała, jaka to straszna osada. Ale także nazywała mnie cudem i mówiła, że jestem kartą przetargową. Czy to mogło być prawdą?

Przeskoczyłam przez mur. Nie było to proste i nie sądziłam, że aż tak mnie zmęczy. Teraz byłam po stronie koszar, ale nie chciałam się zostać złapana. Musiałam się dostać do jedynego miejsca, z którego wszyscy uciekają – aresztu. Zaciągnęłam się powietrzem, próbując go choćby wyczuć. Idąc wzdłuż muru, sądziłam, że jestem niewidoczna. Do czasu chrząknięcia zza drzewa po mojej prawej stronie. Widziałam żołnierza w luźnej postawie, ale wiedziałam, że był gotowy do walki. Znałam jego zapach.

- Udałaś się na mały spacerek, Kal? – rozpoznałam go. Był jednym z tych żołnierzy, którzy uratowali mnie nie jeden raz. Niestety nie polubiliśmy się wtedy.

- Fenrir. – wyszeptałam. Nie jego chciałam spotkać. Ostatnim razem, gdy się widzieliśmy, dostał moją mocą. Gdy wyszedł zza drzewa, zobaczyłam jego całe siwe skronie. – Przepraszam za....

- Przestań. Było, minęło. Broniłaś się. – ale nie czułam od niego szczerości. – Gdzie zmierzasz tym razem? Pokój dowódcy jest po przeciwnej stronie. – uśmiechnął się szyderczo. Nie ufałam mu, ale pamiętam, że był zawsze oddany sprawie.

- Nie wierzę, że to mówię, ale możesz zabrać mnie do aresztu? – zapytałam niewinnie. A on po prostu stał w szoku. Fakt, rzadko się zdarza, by ktoś tam chciał się udać.

Odszedł. Po prostu patrzył na mnie przez chwilę, a potem poszedł sobie w ciemność. Widziałam go i czułam swoimi zmysłami. Postanowiłam mu zaufać, choć być może nie powinnam. Nie po tym, co mu zrobiłam. Mam nadzieję, że wie, iż to było w samoobronie. Nie znałam ich zamiarów tamtej nocy, gdy podali nam środki usypiające. Dotarło do mnie, jak dawno nie widziałam także Żiwy. Co z nią i resztą naszej małej wioski? Co z moją matką? Jak bardzo odchodzi od zmysłów, gdy wciąż się nie pojawiam? Powinnam dziś właśnie do niej uciekać, a mimo to szukałam drogi do aresztu. Musiałam. Wszystko we mnie kazało mi się tam udać.

Szliśmy dość długo pomiędzy drzewami. Co jakiś czas spotykaliśmy żołnierza, ale gdy mnie zobaczył, uśmiechał się porozumiewawczo do Fenrira. Wyglądało na to, jakby ściągnął sobie tu pannę na noc. Nienawidziłam tego, że wszędzie rządził seks. Nawet tu, w Liberii. Bałam się też, że będzie chciał mnie zabrać faktycznie do swojej komnaty, albo do brata czy dowódcy. Ale on tylko zszedł po kamiennych schodach i otworzył właz. Zeszłam wraz nim. Przede mną roztaczały się rzędy krat, chociaż praktycznie wszystkie cele były puste. Poza jedną, którą czułam całą sobą. Moja bestia zawarczała. Fenrir drgnął i się odsunął. Widocznie dźwięk jednak wydobył się ze mnie. Ciało w celi poruszyło się także z warknięciem.

- Otwórz celę, Fenrir. – nadal warczałam.

- Nie jest to dobry pomysł.

- Otwórz... - teraz warczałam furią. Po drugiej stronie krat dobywało się takie samo warczenie, jakby ostrzegawcze. Fenrir uczynił to, o co go prosiłam.

Wkroczyłam do celi. Mężczyzna skoczył do mnie, a ja go uderzyłam z całej siły w twarz. Ale nie przewrócił się. Stał w miejscu, gdy zamachnęłam się drugi raz. Wówczas złapał moją pięść i mocno trzymał w swojej. A jego usta wbiły się w moje. Poczułam, jak moje plecy odbijają się od krat.

- Żyjesz... - wyszeptał w moje usta, wciąż składając pocałunki na mojej twarzy. Nawet nie wiedziałam, że łzy spływają mi po twarzy.

- Baal... - wyszeptałam mu w usta z tak ogromną potrzebą i tęsknotą, jakiej po sobie się nie spodziewałam.

Udaliśmy na kamienną podłogę, wciąż całując się i dotykając. Kraty zostały zamknięte za mną jakiś czas temu, nawet nie wiem kiedy. Byliśmy tu sami, choć czułam strażników przed wejściem do aresztu. Byli jednak na tyle daleko, by dać nam poczucie prywatności.

Zdzieraliśmy z siebie ubrania, jak gdyby to miało być nasze ostatnie spotkanie. Tylko on rozumiał moje potrzeby i moją bestię. Tak, jak ja rozumiałam jego. Byłam jego niewolnicą i nienawidziłam tego. Ale zamiast uciec z Liberii do domu, potrzebowałam Baala. Jego siły, ramion, pocałunków. Może Ima miała rację – nie byliśmy dla siebie tym, za kogo uchodziliśmy. A teraz miałam go przy sobie. Jego dotyk, poczucie jedności. Wszedł we mnie, a ja byłam na niego gotowa. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy podczas każdego ruchu. Nie pieprzyliśmy się. To było coś innego, intymniejszego. Dotykało mojej duszy i czułam, że on też to zauważył. Wyszczerzył swoje zęby a ja poczułam, jak temperatura wokół nas wzrasta. Jego oczy płonęły. Tracił kontrolę. Moja bestia ocierała się o każdy zakamarek mojego ciała chcąca wyjść mu naprzeciw. Pozwoliłam jej. Czułyśmy się przy nim takie wolne. Nasze ciała, dusze i bestie w jednym tańcu. Był moim domem. I to mnie przeraziło. 

Nowe miasto - Liberia IIIWhere stories live. Discover now