Rozdział 21.2.

14 3 0
                                    


Nazajutrz, bladym świtem, czekały na nas mocne konie. Aker nie chciał całej swojej straży przybocznej. Był z nami jedynie Balor i Garm, z którym się przywitałam, wpadając mu w ramiona. Objął mnie mocno i pocałował w skroń. Nazwał dziecinką. Dopiero chrząknięcie Balora sprawiło, że oderwaliśmy się od siebie. Aker siedział sztywno na swoim koniu, udając że nic nie widzi. Nie był zbyt rozmowny podczas podróży, choć próbowałam go zagadywać. Wycofałam konia do dwóch żołnierzy. Weszłam między nich. Z Garmem żartowaliśmy sobie. Balor siedział sztywno.

- Naprawdę byłaś sprzedana dla gladiatorów? – nagle wypalił. Poczułam moc nas otaczającą. Jakaś gałąź strzeliła nieopodal. Aker się zdenerwował. Jego ciemne włosy falowały. Nie odwrócil się do nas. Nie musiał.

- Tak, zostałam pojmana i sprzedana, dla pana, który miał także gladiatorów. Ale chronił mnie przed nimi.

- Aż wystawił cie na arenie. – wywarczał Aker. Pierwszy raz się odezwał.

- A co miał zrobić? Stracił wszystkich gladiatorów i sam musiałby stanąć na arenie. Co by się z nami stało, Aker, gdyby przegrał? Gdzie byśmy trafiły?

- Do mnie. – wywarczał. – Mieliśmy podpisany kontrakt nim zaczęły się igrzyska.

- Co z nim zrobisz? – zapytałam cicho? Bałam się tej odpowiedzi. Tak samo bałam się uwierzyć, że nie musiałam wychodzić na arenę, a i tak trafiłabym w to samo miejsce. Z tą jednak różnicą, że nie pokazałabym się Whiro. Aker przemilczał. Nie powiedział mi o jakiekolwiek decyzji, jaką podjął odnośnie Baala. A ja się obawiałam tego, co faktycznie mógł mu zrobić. Czułam jednak, że on żyje. Nie cierpiał. Dlaczego odczuwałam jego emocje? Jego stan? To nie były moje odczucia, a mimo to były we mnie takie silne. Czy poczułabym jego śmierć?

Vara nic się nie zmieniła przez ten czas. Ta sama brama, karczma niedaleko. Zsiadłam z konia i się rozciągnęłam. Nie czekając na resztę, ruszyłam prosto do wejścia. W środku siedziało paru najemników, byłam w stanie szybko ich rozpoznać. Za barem stał Sam, a Hope kręciła się przy stolikach ze ścierką w ręce. Gdy tylko przeszłam prób, odwróciła się do mnie. Krzyknęła, a ja wbiegłam jej w ramiona. Mocno mnie uściskała i wycałowała. Po chwili podszedł Sam. Czułam jego wściekłość ale i ulgę.

- Tak, spokojnie, żyję i mam się dobrze. Ale.... – poczułam zawirowanie w powietrzu, po czym bardzo szybkie przejście Sama w tryb furii – ale nie jestem sama. – odwróciłam się w stronę drzwi, gdzie stał ich koszmar. – Chyba znacie Akera?

- Jakim, kurwa, cudem przyjechałaś tu z nim? – Sam nie do końca panował teraz nad przemianą. Widziałam, jak się zaczynał zmieniać. Hope podeszła do niego i ułożyła mu na klatce piersiowej dłoń. Otarła się o jego brodę tak, by poczuł nie tylko jej ciepło, ale i zapach. Z jakiegoś powodu wiedziałam, że właśnie tak to działa. Czyż nie w taki sposób uspokajałam Baala? Poczułam łzy wzbierające mi w oczach. Spuściłam głowę.

- Witaj Hope. Sam. – skinął do nich głową, a następnie zajął stolik. Najemnicy bardzo szybko rzucili monety na stół i uciekli, nawet nie dopijając swoich trunków. Byliśmy sami w Karczmie. Na zewnątrz siedział Bal i Garm. Pewnie pilnowali, by nikt nam nie przeszkadzał.

- Może usiądziemy, napijemy się? – zaproponowałam z uśmiechem.

- Nie będę z nim pił. – wypluł z siebie Sam, po czym mocnym pociągnięciem za ramię, szarpnął mną tak, bym znalazła się za nim. Aker w sekundę był już na nogach, puszczając swoją moc. Widziałam, jak Hope stała sztywno, jak gdyby owa moc nic jej nie robiła, ale nogi Sama się delikatnie ugięły.

Nowe miasto - Liberia IIIWhere stories live. Discover now