Rozdział 19.1.

143 14 10
                                    

Spędzam dużo czasu z Imą i Ry. Na szczęście się polubiły, a może jedynie tolerują? Dziś ponownie udałyśmy się na spacer po ogrodach. Ry zawsze bywa spięta, gdy wychodzimy. Tradycyjnie ubrałam się w swój strój, czyli skórzane spodnie dobre do walki, ciche botki oraz lekką tunikę nie krępującą moich ruchów. Ima nareszcie odżyła. Nie dość, że zaczęła ubierać się w bawełniane spodnie i długą tunikę, podkreślającą jej przepiękną kobiecą figurę, to także Ry splątywała jej każdego ranka włosy w długi warkocz, utykając tam także kwiaty i ozdoby. Muszę przyznać, naprawdę wyglądała zjawiskowo. Miałyśmy swoje miejsce w ogrodzie, gdzie uwielbiałyśmy kłaść się na trawie i po prostu odpoczywać. Dziewczyny także przyzwyczaiły się do mojego kruka, który często siadał mi na ręce, gdy miałam okruszki lub ziarno. Nie pozwalał się nikomu dotykać, ale dodatkowo był czujny. Gdy żołnierze do nas się zbliżali, natychmiast zakrakał i wzbijał się w niebo. Uwielbiałam patrzeć jak leci. Wydawał się wówczas taki wolny. Chciałabym być jak on.

Dziś powietrze prawie stało w miejscu. Niewiele było chłodniejszego wiatru. Spodziewałam się fali upału popołudniem, dlatego wyszłyśmy zaraz po śniadaniu. Ima uwielbiałam kwiaty, nie potrafiła się powstrzymać od wąchania ich, ale nigdy ich nie zrywała. Wolała je każdego dnia wąchać, niż posiadać u siebie w pokoju. Ry jedynie kiwała głową i nigdy nie komentowała naszego zachowania. A wiem, że odbiegało od norm tutaj przyjętych. Ale nie należałyśmy do tego świata, do Liberii i i tych ludzi. Byłyśmy oficjalnie gośćmi, choć raczej czułam się jak niewolnica.

Kruk właśnie wzbił się w niebo, głośno kracząc. Patrzyłam za nim, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół. Miałam od tego Ry.

- O proszę, co za niespodzianka. – delikatny, kobiecy głos, który miał chyba brzmieć słodko i jakże niewinnie, dla mnie zabrzmiał fałszywie. Stłumiłam warknięcie. – Specjalni goście mojego ojca, które to trzyma w takim sekrecie.

- Panienko, proszę pozwolić nam się oddalić. Zna panienka rozkazy.

- Znam. Ale czy to złe, że chcę poznać gości, którzy włóczą się po mojej posesji?

- Twojej czy twojego ojca? Bo to jest różnica. – wyrwało mi się, choć miałam ochotę kopnąć się teraz mocno w tyłek. Dziewczyna spojrzała na mnie, ale widziałam, że szybko mnie oceniła. Odwróciła się do Imy, która stała za moimi plecami i tylko podziwiała kobietę.

- Jestem Eva, córka pana tych włości. A ty jak masz na imię?

- Ima... - wyszeptała.

- Może usiądziemy na tamtej ławce? Poznamy się.... Ojciec tak bardzo cię ukrywa przed naszymi oczyma, Imo. Służki mogą sobie odpocząć. – mówiąc to kiwnęła lekceważąco dłonią w moim kierunku. Prawie parsknęłam śmiechem, ale tym razem się powstrzymałam.

- Proszę wybaczyć, ale mamy rozkazy, by panienka Ima nie kontaktowała się z nikim z tej posiadłości, poza swoim panem. – mówiąc to, szarpnęłam młódką, by udała się za nami. Mogłabym przysiąc, że Eva warknęła pod nosem, ale wyprostowała niewidoczne zagniecenia w swojej sukni.

- Jeszcze się zobaczymy, Imo. – powiedziała to co prawda ciepło i z tą słodyczą w głosie, ale ja widziałam w jej oczach czystą nienawiść. A więc to jest Eva, córka Akera. Dziewczyna, która musi walczyć o swoją pozycję, a powinna mieć ją zapewnioną. Uśmiechnęłam się jedynie pod nosem i podążyłam za Ry w stronę naszego skrzydła posiadłości.

Nowe miasto - Liberia IIIWhere stories live. Discover now