Rozdział 23

12 4 2
                                    


Na krześle widziała piękna suknia, bogato zdobiona. Skrzywiłam się, że miałabym coś takiego założyć. Obok niej wisiała tunika i skórzane spodnie oraz wygodne botki. Zdecydowanie mój styl. Tunika jednak nie wyglądała jak te, które dotąd nosiłam. Była znacznie delikatniejsza, z mieniącą się złotą nicią. To mogłam przeżyć. Włosy związałam w luźny warkocz. Na to zarzuciłam lekki płaszcz. Na zewnątrz robiło się coraz zimniej. Ciche pukanie do drzwi sprawiło, że wyprostowałam się. W progu stanął Aker. Nie byłam na to wszystko gotowa. Nie chciałam nigdzie wychodzić. Minęły dopiero trzy dni od śmierci Imy. Nabrałam powietrza i dałam się prowadzić ojcu w nieznanym mi kierunku.

Przeszliśmy przez ogród i skierowaliśmy się w górę, prawie pod sam mur. Z daleka słyszałam już głosy ludzi. Spięłam się, ale Aker mocniej ścinał rękę, którą miałam ułożoną na jego przedramieniu. Drugą ręką ścisnął moją dłoń i prowadził dalej. Dodawał mi otuchy. Mijaliśmy jakieś osoby, nawet nie zwracałam uwagi, jakie. Słyszałam szepty, ale szłam dalej wyprostowana. Prosto przez tłum. Aż do wielkiego paleniska, na którym była złożona Ima. Zawinięto ją w biały materiały. A wokół niej było tak wiele kwiatów. Uśmiechnęłam się. Nie wiem, kto przygotowywał tę ceremonię, ale naprawdę się postarał. Zabrałam rękę Akerowi i podeszłam do Imy. Delikatnie położyłam dłoń na jej głowie i wyszeptałam modlitwę w starym języku za jej duszę. Tak, jak uczyła mnie tego matka. Tak, jak widziałam, co ona robiła, gdy odbywał się jakiś pogrzeb. Nakreśliłam runy. Byłam gotowa. Odeszłam kawałek, znów przy boku Akera. Jakiś żołnierz podał ojcu płonącą pochodnię.

- Ja to zrobię. – wyszeptałam i praktycznie zabrałam ją z rąk ojca.

Pozwolił mi na to. Podeszłam do stosu i obniżyłam płomień tak, by zapalić drewno. Obeszłam cały stos i podpalałam kolejne. Czułam łzy spływające mi po policzkach. Słyszałam doskonale krakanie, ale nie odwróciłam się. Wiem, że na murze siedziały kruki. Czułam to całą sobą, ale nie odważyłam się spojrzeć. Wróciłam do Akera i pozwoliłam się przytulić. Pocałował mnie delikatnie w głowę i tak staliśmy patrząc, jak ciało mojej przyjaciółki płonie. Wierzyłam, że jest teraz w lepszym miejscu. Tam, gdzie jest bezpieczna i szczęśliwa. Gdzie nie ma niewolnictwa. Może nawet w miejscu tym są jej bliscy. Chciałam w to wierzyć, by zrozumieć sens jej życia i śmierci. Uwolniłam ją od Whiro, od niewolnictwa, przyjechałyśmy tutaj, gdzie dobrze się nam żyło. I z powodu chorej zazdrości zginęła. Nie w walce. Nie jako niewolnica. To nie miało sensu.

Nikt nie składał kondolencji. Ludzie nie kojarzyli przecież Imy. Plotki głosiły jedynie, że ich wielki Aker sprowadził sobie kochanki. Widzieli teraz mnie w jego objęciach, jak gdyby na potwierdzenie plotki. I co mogliby powiedzieć? Że im przykro? Przecież jej nie znali. Do Akera stwierdzić, że kupi sobie następną? Też byłoby bardzo nie na miejscu. Tym bardziej mi nie było sensu składać, bo kim niby tutaj byłam? Tak, jak powidziała Lisa – kolejną zabawką jej męża. Dla tych ludzi nic nie znaczyłam. A teraz stałam oparta o jeden z filarów ogromnej sali bankietowej. Ludzie elegancko ubrani, przechadzali się i komentowali ostatnie wydarzenia oraz plotki i dzisiejszy pogrzeb. Na mnie jedynie zerkano z ciekawością. Co jakiś czas jakiś młodzian podszedł się przedstawić, ale zbywałam ich dość szybko. Jeden bardziej uparty usłyszał, że nie stać go na mnie. Oburzony odszedł. Widziałam potem, jak rozmawiał z innymi, zerkając co chwila na mnie.

- Przykro mi z powodu śmierci twojej pani. – odwróciłam głowę.

Eva stała całkiem niedaleko mnie, wraz ze swoją świtą. Była naprawdę piękna. Miała dopasowaną gorsetem suknię, pokazującą jej śliczną talię. Piersi, które prawie wylewały się spod gorsetu, przykryte były delikatną koronką. Kusząco, ale nie wulgarnie. A wszystko w kolorze granatu nocy.

Nowe miasto - Liberia IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz