Rozdział 1

123 17 4
                                    

Las dziś pachniał inaczej. Zawsze po burzy czułam w powietrzu tę świeżość, wyładowania. Ziemia wciąż drżała po uderzeniach piorunów. Cisza, jaka mnie dziś otaczała, była prawie bolesna. Musiałam jednak wytrzymać jeszcze trochę. Czułam, że powinnam zostać w ukryciu jakiś czas. Cała moja grupa zrezygnowała z polowania i ruszyła do obozu. Wiedzieli, że mogli mnie zostawić. Zawsze wracałam. Nigdy nie zostawiłabym najbliższych. Mimo to coś ciągnęło mnie do tego lasu. Zdawałam sobie sprawę, że wystarczyło jeszcze przejść kawałek i dotrzeć do pagórka, z którego rozciągał się widok na mury Liberii i bramę wiodącą na targ. Czasem lubiłam siadać na konarze drzewa, podziwiając kupców pchających swoje wozy wypchane kolorowymi materiałami, rybami i mięsem. Rzeczami, na które nie mogłam sobie pozwolić. Zerkałam więc z daleka, marząc by kiedyś samej odwiedzić ponownie to miejsce. Odbudowana Liberia wyglądała przepięknie. Wysokie budynki z drewnianych bali na wstępie, ulice wyłożone kamieniami, ale im dalej, tym wyglądała magicznie z kolorowymi, murowanymi budynkami mieszkalnymi. Zakradłam się kiedyś prawie na sam koniec Datar, tuż przy wjeździe do Alapin. Spoglądałam na te budynki, chciałam je odwiedzić, sprawdzić jak żyją w nich ludzie.

Coś zaszeleściło po lewej stronie. Odchyliłam lekko głowę w tamtym kierunku. Czułam, że zwierzyna się zbliża. Lekko uśmiechnęłam się pod nosem na samą myśl, jaką kolację dziś przyniosę. Nie tylko na dziś zresztą. Jeśli zwierzyna będzie odpowiednio duża, wystarczy na cały tydzień – tak, jak ostatnio. Ze wszystkich sił próbowałam się nie poruszyć, chociaż całe ciało drżało mi z napięcia. Czułam niemal na języku smak jej krwi. Nikt przecież nie zauważyłby braku paru litrów. Wiem, że matka nic by nie powiedziała. Powtarzała wielokrotnie, bym nigdy nie chodziła wygłodzona i zawsze dbała o swoje rezerwy, jeśli planuję przeżyć w tym świecie. Społeczność nas tolerowała jedynie dlatego, że miała z nas jakiś użytek. W innym przypadku wydałaby nas najbliższej straży, albo na miejscu zabiła, by nie obawiać się naszej zemsty we śnie. Nawet nie wiem, czy potrafiłabym zabić kogoś we śnie. Nie próbowałam nigdy tego. Owszem, przesłać komuś komunikat przez sen, pokierować sennymi marzeniami – to potrafiłam doskonale. Ale zabić?

Oblizałam wargi. Podniosłam się delikatnie i bezszelestnie. Musiałam ją dostać w swoje łapska. Matka nic nie mówiła, ale wiedziałam, że zapasy nam się kończą. Na handel też nic posiadałyśmy. Żyliśmy w prostej Osadzie, gdzie wszystko sami hodowaliśmy. Jeśli czegoś nam brakowało, sprzedawaliśmy własne produkty przejezdnym handlarzom. Matka nigdy nie w tym nie uczestniczyła. Mnie również trzymała z daleka od handlarzy a także od Liberii i innych Osad w regionie. Sądziłam, że chodziło tutaj o wewnętrzne wojny pomiędzy Liberią a sąsiednią Osadą. Odkąd pamiętam, był konflikt pomiędzy rodzeństwem. A cierpieli na tym najbiedniejsi. Dlatego życie w Porini było znacznie prostsze. Surowe zasady przeżycia, ale nie było konfliktów o władzę i wpływy. Każdy chciał przeżyć, a gdy się nie podobało, pakował swój dobytek i znikał kolejnego dnia. Może dlatego też nie przywiązywaliśmy się tutaj do nikogo. Nigdy nie było wiadome, czy następnego poranka zastaniemy swoich przyjaciół. Tak przynajmniej było w wersjach oficjalnych. Jednak wychowując się w jednym miejscu trudno nie zawierać przyjaźni, nie zakochiwać się młodzieńczą miłością z rówieśnikami. I choć nie w głowie mi były partnerstwa uznawane u nas niemal jak małżeństwo, ulegałam wielu pokusom. Zawsze jednak był to jeden partner, towarzysz zabaw z dzieciństwa, a także partner w polowaniach teraz. Nie byliśmy partnerami, jak sądzono. Jednak gdy nachodziła nas ochota, pozbywaliśmy się zbytniej energii, popędu. Był moim pierwszym i jedynym partnerem seksualnym. Ja jego – nie. Uwielbiał zabawę i wiedziałam doskonale, że odwiedzał wiele dziewcząt z pobliskich wiosek. Czułam na nim zbyt często zapachy innej kobiety, dziewczyny. Dopóki jednak spełniał moje oczekiwania seksualne i potrafił rozładować moje napięcie, nie zamierzałam tego zmieniać w żaden sposób.

Nowe miasto - Liberia IIIWhere stories live. Discover now