Rozdział 5

78 14 4
                                    


Zerwałam się, gdy tylko moja świadomość wróciła. Niestety tak szybko, jak się zerwałam do pozycji siedzącej, tak szybko cofnęłam się na posłanie. Było mi miękko i ciepło, co dziwne jak na niewolę. Byłam także sama w łóżku, co także dziwne. Pierwsze, co zrobiłam, to przeanalizowałam swoje ciało. Nic mnie nie bolało poza lekkimi zawrotami głowy oraz teraz nadgarstkiem, który sobie naderwałam wyrywając się z łóżka. Szkoda, że nikt mnie nie ostrzegł, że jestem unieruchomiona i mam obręcz na nadgarstku. Byłam sama w bardzo przyjemnie wyglądającym pomieszczeniu, w stonowanych barwach, ciepłych dodatkach. Musiała być to czyjaś prywatna, dobrze wyposażona komnata.

Otworzyły się drzwi. Wszedł przez nie Balor ubrany jedynie w spodnie do ćwiczeń. Górą przecierał właśnie mokre czoło. Gdy mnie zobaczył, skinął głową i przeszedł dalej. Nikogo więcej nie było. Nie odezwałam się w oczekiwaniu, co teraz się stanie. Dlaczego mnie zdradził? Co mi zrobił?

- Żiwa dochodzi do siebie. Za niedługo będzie tutaj i porozmawiacie. Póki co spożywa poranny posiłek, skorzystała z natrysku i przebrała się w nowy strój.

- Dlaczego? – zachrypiałam. Najwyraźniej mój głos także nie był w formie.

- Nigdy nie zostałabyś na dłużej, gdybym cię poprosił. Wypuszczenie was wieczorem oznaczałoby ... dzielenie się z innymi stróżami. Opuścimy Liberię, gdy tylko nastanie zmiana straży i wejścia nie będą już tak bardzo chronione. Wyprowadzam swój oddział na zewnątrz, zatem nikt nie doliczy się dwóch dodatkowych żołnierzy.

- Było trzeba powiedzieć.

- Wtedy nie zobaczyłbym, do czego byłaś zdolna. – Bal przysiadł się na skraju łóżka i przyglądał się uważnie. – Fenrir doszedł do siebie w nocy. Opowiadał nam o koszmarze pogrzebania żywcem. Widział to tak, jakby faktycznie tam był, jakby go przeniesiono. Jest już w formie, ale.... No cóż, osiwiał nieco i chyba cię nienawidzi.

- Zdradziliście nas.

- Chroniliśmy. Nie ufałaś mi na tyle, by się zgodzić na całą noc w naszych kwaterach. Stwierdziliśmy, że jak podamy wam środek nasenny, nie będzie z tym problemu. Nie wiedzieliśmy, że nosisz w sobie tak poważną magię. Słyszałem historie o niosącej śmierć. Ale to jeszcze sprzed wojny i jej trakcie. Nikt nie wie, co się z nią stało.

- A co mnie to obchodzi?

- Bo po tamtej słuch zaginął. Wiele żołnierzy i najemników jej szukało. I nagle, po latach, pojawiasz się ty. Wybacz, ale to bardzo rzadka magia przenoszona z pokolenia na pokolenia. Jak ma na imię twoja matka?

- Wypuść mnie.

- Za informację.

- Proszę.... – miałam naprawdę błagalny ton. Spojrzał na mnie i chwycił mocno za moją rękę. Syknęłam, ale po chwili usłyszałam zgrzyt i obręcz opadła na posłanie. Natychmiast się mu wyrwałam z objęć. – Nie możesz o mnie nikomu powiedzieć. Uniknęłam już stosu. Nie mogą się o mnie dowiedzieć, rozumiesz?

- Ciii.... – uśmiechnął się i choć bardzo nie chciałam, zaufałam mu na tyle, by uwierzyć, że faktycznie tego nie zrobi. – Żiwa nic nie widziała i domyślam się, że także nie zna prawdy o tobie. Świadkami byli jeszcze Fenrir i jego brat. Nie pisną słowem o tobie. Ale powiedz mi jedno, czy twoją matką jest Mira?

- Nie mam matki... - wyszeptałam, wplatając w swoją wypowiedź najwięcej smutku, jaki w sobie miałam.

Skłamałam i źle się z tym czułam. Chciałam jednak, by przestał drążyć. Nie wiem, co wiedział o Mirze. Ale ja chciałam wrócić do domu. Oficjalnie miałam przecież matkę, ale wypowiadając te słowa, przypomniałam sobie o tych wszystkich sytuacjach, gdy jednak matka była ze mną tylko ciałem. Odpływała często myślami i czułam w niej ten ogromny smutek. Często przesiadywała przed naszym domkiem i patrzyła na księżyc, pozwalając łzom spłynąć. Miała swoje tajemnice, a ja nauczyłam się o nie nigdy nie pytać.

Nowe miasto - Liberia IIIDonde viven las historias. Descúbrelo ahora