0. vanitas vanitatum et omnia vanitas

287 21 228
                                    

VANITAS VANITATUM ET OMNIA VANITAS — łac. "marność nad marnościami, wszystko marność"

— Emu, skarbie, naprawdę nam przykro, że musisz dowiadywać się o tym w ten sposób, ale wraz z ojcem postanowiliśmy, że zburzymy Wonder Stage

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

— Emu, skarbie, naprawdę nam przykro, że musisz dowiadywać się o tym w ten sposób, ale wraz z ojcem postanowiliśmy, że zburzymy Wonder Stage.

      Kiedy jej dziadek umarł, Emu Otori obiecała sobie, że już nigdy nie będzie płakać.

      Emu nie chciała płakać. Płacz w większości przypadków oznaczał, że ktoś był smutny, a bycie smutnym było, cóż, przeciwieństwem bycia szczęśliwym. Emu chciała, by wszyscy byli szczęśliwi oraz się uśmiechali, bo do tego dążył jej dziadek, mając w posiadaniu Phoenix Wonderland. Emu chciała pójść w ślady swojego dziadka, bo zdawała sobie sprawę, że ze swojej rodziny jako jedyna byłaby w stanie utrzymać ten magiczny czar, jaki jej rodzinny park rozrywki posiadał — czar bycia miejscem, w którym ludzie mogli cieszyć się swoimi uśmiechami oraz wspominać nostalgiczne przeżycia, które kiedyś im się przytrafiły. Dlatego Emu starała się ze wszystkich swoich sił, by uratować Phoenix Wonderland od planów jej braci i ojca — nawet, jeśli czasem ją to przerastało, nawet, jeśli było to tak ciężkie, że chciało jej się płakać. Ale Emu Otori nigdy nie płakała, bo przecież to sobie przyrzekła, stojąc nad białym nagrobkiem w czarnej sukience i zaciskając swoje palce na równie białych kwiatach, jakie miała za zadanie tam złożyć.

      Jej bracia nie byli źli. Nie, kochała Keisuke i Shousuke nad życie — jedynie bolał ją fakt, że bardziej, niż jej wysłuchać, woleli zostać typowymi dorosłymi, skorumpowanymi przez wizję zarabiania pieniędzy. Wracali do domu późno, zajęci swoją pracą, a gdy już wracali, zaczynali się z nią kłócić, próbując wyprzeć z jej głowy pomysł o zostawieniu wszystkiego tak, jak jest, bo to głupie, dziecinne i samolubne. Ale Emu nie miała im tego za złe. Wiedziała, że w jakiś sposób muszą zarabiać, ale nie rozumiała, czemu wybrali tak bolesny sposób, by to robić: czyż naprawdę tak ciężko byłoby im zdzierżyć z zaciśniętymi zębami zarobienie parę setek mniej, w zamian za obserwowanie, jak na twarzach dzieci pojawiają się niesamowite, kolorowe, barwne uśmiechy? Może była głupia, ale miała duże serce i dlatego robiła wszystko, co mogła, byleby wypełnić swoją obietnicę, złożoną z jej dziadkiem na mały paluszek przy jego szpitalnym łóżku.

      Zdawała sobie sprawę, że sama nie uratuje wszystkich atrakcji, że być może niektóre wyburzą, nawet jej o tym nie mówiąc, zanim będzie mogła zareagować. Chciała więc uratować chociaż jedną z nich — Wonder Stage, jej ukochane miejsce z dzieciństwa, scenę, na której narodziły się wszystkie jej dziecięce marzenia. Wonder Stage ostatnimi czasy niczym już nie przypominało tej kolorowej sceny, jaką znała ze swojej przeszłości; stała zapuszczona, droga do niej była niemal zarośnięta i zdecydowanie potrzebowała renowacji, ale samej Emu w ogóle to nie przeszkadzało. Mimo, że nie miała żadnej publiczności, każdego ranka dzielnie przychodziła na zaniedbaną scenę i zaczynała występować na jej deskach, ubrana we własnoręcznie uszyty strój, tańcząc i śpiewając sama do siebie. Każdego ranka miała nadzieję, że ktoś ją usłyszy, zaryzykuje na tyle, by odkryć, co znajduje się w dalszej części Phoenix Wonderland i pomoże jej w przywróceniu jego dawnej, nostalgicznej świetności, jaka wciąż tkwiła w jej pamięci. Każdego ranka marzyła o księciu z bajki, który zjawiłby się przed nią i założyłby z nią zespół, prowadzony własnymi ambicjami i marzeniami, nawet, jeśli nie byłyby do końca prawdziwe, o alchemiku, który urozmaiciłby ich przedstawienia magicznymi wynalazkami i miksturami, znajdującymi się w zasięgu jego niesamowitych możliwości, o małej syrence, której nigdy nie zabranoby głosu, która sama by się nim podzieliła, przemawiając nim do serc wszystkich odwiedzających ich małą, pełną miłości scenę. Nawet mimo tego, że ci, których chciała przed sobą zobaczyć, nigdy nie przychodzili, nie traciła nadziei, śpiewała kolejne piosenki, tańczyła kolejne układy, snuła kolejne marzenia o tym, że na pewno da sobie radę.

under kids | prosekai ✓Where stories live. Discover now