6. hybris

91 11 134
                                    

HYBRIS — (gr.) pycha rodowa; zuchwały stosunek bohatera do świata i bogów, uniemożliwiający mu rozpoznanie tragizmu własnej sytuacji i uznanie swojej winy

tw — implikacje samookaleczania i prób samobójczych (jako coś w przeszłości/impulsywna myśl)

tw — implikacje samookaleczania i prób samobójczych (jako coś w przeszłości/impulsywna myśl)

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

— Rui, twoje oczy się świecą!

     Rui zachichotał pod nosem i pogodnie, z prawdziwą radością w oczach spojrzał na zaaferowanego Tsukasę, który złapał go za ręce z niedowierzającym uśmiechem na ustach, czując się tak lekko, jak nigdy dotąd.

     Tak, Tsukasa miał rację. Jego oczy naprawdę się świeciły — świeciły się nieprzerwanie, odkąd tylko zaśpiewał na scenie z Akito; to nie był tylko chwilowy moment jego ulotnego szczęścia, naprawdę znalazł swój powód do życia. Nie mógł być teraz bardziej szczęśliwy. Z każdym kolejnym krokiem odkrywał, jaki otaczający go świat jest piękny, jak bardzo cieszy go każdy otaczający go szczegół, każdy podmuch wiatru, każda chmurka na niebie — czuł się, jakby narodził się na nowo. I nawet mimo tego, że był pewien, że już nigdy nie pozbędzie się ran nie tylko w swoim sercu, ale również na swoich nadgarstkach, nie pozbędzie się swoich powracających co noc myśli o tym, by z tym wszystkim skończyć, teraz w końcu miał powód, by z nimi walczyć, by codziennie rano budzić się i ochoczo wstawać z łóżka, mając przekonanie, że czekają na niego nie tylko jego przyjaciele ze szkoły, ale również i jego kochane 2500SHOWTIME. Wiedział, że proces leczenia się jest trudny, że gdy tylko spotka go z powrotem jakaś porażka, z pewnością się załamie i podda, nie ciesząc się ze wszystkiego tak, jak cieszył się teraz, ale teraz miał nadzieję. Nadzieję, którą trzymał blisko swojego serca niczym drogocenny bukiet z kwiatami, nie pozwalając sobie na stracenie jej. Nadzieję na to, że i on— Nie, oni wszyscy będą w stanie poczuć to, czym jest prawdziwe szczęście. Nadzieję na to, że nadejdą dla nich lepsze dni, dni pełne słońca i ich szczerego, głośnego śmiechu.

      Jeśli będą trzymać się blisko siebie oraz ściskać swoje dłonie tak, jakby bez tego jutra nie było, z pewnością poradzą sobie ze wszystkim. Był o tym przekonany, bo teraz w końcu ufał Emu, Tsukasie i Nene.

      Emu uratuje ich wszystkich.

— Fufu, nie mogę temu zaprzeczyć, prawda, T? — przystawił zwiniętą pięść do swoich ust i zaśmiał się pogodnie, bez bólu w swoim sercu. — To... Takie dziwne uczucie, nie czuć już tego przytłaczającego smutku w moim sercu, który nigdy mnie nie opuszczał. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.

— Waa, jestem taki szczęśliwy z twojego powodu, Kamiro! — zawołał głośno Tsukasa i mocno go przytulił, tak, że prawdopodobnie obróciłby go wokół własnej osi, gdyby ten nie był od niego wyższy. — W tamtym momencie, gdy stałeś na scenie wraz z Akito i śpiewałeś... Wyglądałeś na takiego szczęśliwego, miałeś taki uspokajający uśmiech na ustach. Nie sądzę, by cokolwiek na tym świecie sprawiło mi większą przyjemność, niż ten widok, zwłaszcza wiedząc, ile w przeszłości wycierpiałeś... Wiedza, że możesz teraz cieszyć się życiem... Mnie też czyni to bardzo szczęśliwym.

under kids | prosekai ✓Where stories live. Discover now