R O Z D Z I A Ł 2

9.3K 372 92
                                    

Samael

11 miesięcy wcześniej

- Zawsze ja mógłbym ci coś zrobić, różyczko. - szepnąłem do jej ucha i odsunąłem się w tempie natychmiastowym, odchodząc.

Uśmiechnąłem się podstępnie, kiedy dosiadłem się do innych. Ta mała, piękna bestyjka ma coś w sobie, czego do tej pory nie widziałem u nikogo innego. Jej oczy zdradzały wszystko, ale nie to co chciałem zobaczyć. Chciałem widzieć przerażenie i to, żeby zaraz błagała mnie na kolanach abym dał jej święty spokój. Ten strach pojawił się na moment, lecz szybko zgasł, a zastąpiła go rządza wygranej.

- Wyrwałeś kolejną dziwkę? - z transu o pięknej szatynce wyrwał mnie głos starszego.

- Nie. - odparłem szybko, wstając z miejsca. - Rusz się. - mruknąłem niechcianie do przyjaciela.

- Co? - spytał zdezorientowany. - Przed chwilą t... - nie dałem mu dokończyć, szarpiąc go do góry za łokieć. Był już lekko wstawiony, ale nie na tyle, żeby nie zrozumieć iż dziś jeszcze go pomęcze.

Dość szybko znaleźliśmy się w biurze szefa klubu. Marc Twain, jeden z przyjaciół mojego ojca, który robi z nim interesy od trzydziestu trzech lat.

- Witam cię w moim klubie. - powitał mnie z tym samym uśmiechem na twarzy co zawsze.

- Nie mam teraz czasu na twoje pogawędki o tym, jak się poznałeś z De'Ath'em. - zacząłem, wiedząc o czym będzie rozmawiał.

- Samael... - zaczął spokojnie. - myślę, że twój ojciec niechciałby abyś zwracał się o nim po nazwisku. - wstał, sięgając z szafki nad głową butelkę ciemnego trunku. Uniósł ją w górę, pytając czy się napiję, odmówiłem.

Gestem ręki zaprosił mnie na fotel, który znajdował się naprzeciwko mnie. Wcześniej bym tam usiadł, gdyby nie fakt, że mam szacunek, który jest obowiązkowy co do swoich. Położyłem dłonie na udach i kiwnąłem głową do Iwana, żeby zasiadł obok mnie. Siwawy mężczyzna podał mu szklankę z alkoholem, wyjmując z pudełka cygaro.

- To co cię do mnie sprowadza? - spytał, zaciągając się.

- Potrzebuję nagrań z kamer. - odparłem spokojnie. - Dosłownie sprzed kilkunastu minutach. - dodałem, decydując się jednak napić. Przyjaciel odrazu widział o co chodzi, podając mi whisky.

Starszy przysunął laptop do siebie i wpisał hasło. Już po chwili odwrócił go ekranem do mnie, abym mógł wybrać dokładny czas. Widok jaki zastałem na zapisanym nagraniu, uniemożliwił mi przez chwilę oddychanie. Ponowne ujrzenie tej pięknej szatynki o zielonych oczach i drobnej sylwetce było czymś cudownym. Poczułem jak na usta wkradał mi się uśmiech, który nie oznaczał nic dobrego. Wielokrotnie dowiedzieli się o tym moi rodzice, znajomi, współpracownicy i Iwan.

– Zdobądź mi na jutro wszystkie informacje na temat tej dziewczyny. – odparłem stanowczo.

– Samael... – zaczął blondyn, lecz znów tego wieczoru mu przerwałem.

– Wszystkie. – upiłem ostatni łyk trunku i odstawiłem szklankę na ciemne, drewniane biurko. – W tym grupę jej krwi. – na moje słowa Iwan skinął głową a Mark się zaśmiał.

– Współczuję tej dziewczynce. – zabrał mi urządzenie sprzed nosa, żeby znów na nią spojrzeć.

Nie skomentowałem jego słów, zmieniając temat. Rozmawialiśmy głównie o moim ojcu i ich interesach, oraz tym, jak idzie w moich. Przytakiwałem na większość rzeczy, które mówił Twain, myślami będąc z piękną szatynką.

Rozmawialiśmy jeszcze na temat ostatnich przewozów i kupna amunicji. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, tak, jak chciał każdy, a najbardziej ja.

Zakończyłem nasze spotkanie dopiero po dwóch godzinach. Wypiłem z przyjacielem ostatni dziś alkohol i ruszyliśmy do auta. Mój kierowca, jak zawsze czekał na mnie niecierpliwie, mając nadzieję, że pójdzie szybko spać, ale nie ze mną te numery. Podpisywał umowę i wie, jakie obowiązują jej zasady. Jedną z nich jest to, że oczekuje od niego aby stawiał się o godzinie osiemnastej pod willą. Rano przeważnie jeżdżę wszędzie sam, podobnie jak wcześniej wieczorem, ale ostatnio mam za dużo, owiele za dużo na głowie i jeszcze tylko brakuje żebym stracił przytomność za kierownicą.

Po niewielkim czasie dotarliśmy na miejsce docelowe, którym był mój dom. Nie miałem zamiaru zawozić Iwana do niego, jak i tak musi dziś jeszcze popracować, a u mnie ma cały swój sprzęt.

– Rano zajrzyj do skrzynki. Wyślę ci tam wszystko. – wyjaśnił blondyn i skierował się do pokoju na górę.

Zrobiłem to samo, tylko idąc do siebie i mogłem stwierdzić, że dużo czasu poświęciłem tej małej, skoro miałem zaplanowany przyjazd o dwudziestej trzeciej, a jest trzydzieści dwa po trzeciej.

Zażyłem jeszcze szybki prysznic i położyłem się spać, wciąż rozmyślając nad moją piękną różyczką, której imię poznam jutro.

**

Nie nastawiałem budzika, wiedząc, że dziś mam luźny dzień, a raczej powinienem, ale przez cudownie piękną istotę nie mogę i nie chcę go mieć.

Śniadanie nie poszło mi idealnie, dlatego, że nie miałem jeszcze żadnej wiadomości na szkrzynce, a powinna się ona znajdować już z samego rana. Pomyślałem, że może za długo mu się schodzi, ale akurat Iwan jest idealnym i jedynym w swoim rodzaju hakerem. Między innymi dlatego działa razem ze mną.

Miałem zamiar do niego zadzwonić i się wydrzeć, ale właśnie w momencie wybrzmienia pierwszego sygnału w telefonie, przyszła mi tak długo oczekiwana przeze mnie informacja. Szybko odpaliłem załączniki jakiej w niej były i ujrzałem anioła. Anioła, który stanie się szatanem.

- May Warren, lat szesnaście. - zacząłem czytać na głos. - Dobra uczennica, jedna z najlepszych w szkole, która za każdym razem zdobyła podium i zgarnia wszystko. - podobał mi się fakt, że pokazuje kto tu rządzi i nie daje sobie wejść na głowe innym, tak samo jak ja. - Grupa krwi AB. - zatrzymałem się na następnym zadaniu. - Rodzice nieznani, dziewczyna jest podopieczną domu dziecka. Zamieszkująca go od narodzin, nigdy nie odnaleziono prawnych opiekunów, ani żaden z nich nie próbowała kontaktować się z dzieckiem. - upiłem dość spory łyk wody, którą wcześniej wziąłem z lodówki i przeskanowałem resztę.

Ta wiadomość powinna mnie zasmucić, ale nie jestem dobrym człowiekiem, który komuś współczuje. Wiele w życiu przeszedłem i nawet na informacja mnie nie wzruszyła.

Włączyłem zdjęcia, na których widniała twarz, mojej małej różyczki.

Pierwszy raz w życiu poczułem taką rządzę, jakiej nigdy w życiu nie zastał nikt. Odkąd spojrzałem w jej zielone oczy, uświadomiłem sobie, że za wszelką cenę musi być moja. Może i nie zdawała sobie z tego sprawy, ale kiedy wypowiedziała pierwsze słowo w moją stronę, już była moja i nikt inny nie mógł jej mieć. Nie pozwolę na to żeby ktokolwiek na nią krzyczał, patrzył z pogardą, a tymbardziej dotykał, bądź patrzył w nieodpowiedni sposób. Nie wiedziała jeszcze jednego: spotykając mnie, zmieniła swoje i moje życie o sto osiemdziesiąt stopni.

jqsolemi

Desiderio | Pragnienie uczuć Where stories live. Discover now