R O Z D Z I A Ł 5

8.1K 300 75
                                    

May

Od wizyty państwa Rieria minęły prawie trzy tygodnie, które były bardzo miłe, czego się nie spodziewałam.

Właśnie wychodziłam z pokoju, kiedy natknęłam się na Cordian'a. Chciałam go wyminąć i udać się na miejsce spotkania z rodziną, ale ten idiota zagrodził mi drogę.

– Gdzie się tak spieszysz? – podszedł o krok bliżej, dając mi znać, że ma nade mną przewagę, nie tylko fizyczną, ale też psychiczną.

Burknęłam coś niezrozumiałego, podnosząc ku górze głowę i spojrzałam się w jego oczy.

To ten moment May. Nie musisz się go bać. Pokaż mu, że nie dasz sobą pomiatać. Powtarzał ciągle głos w mojej głowie

– Nie podoba mi się twój ton, cukiereczku. – oblizał dolną wargę, przygryzając ją, co wywołało we mnie obrzydzenie.

Wypuściła głośno powietrze.

– Nie powinno cię to interesować. – wykrzywił usta w dość dziwny sposób. – Ale jak tak bardzo chcesz wiedzieć, to ci powiem. Jak najdalej od ciebie, dupku. – sapnęłam, kiedy jego ręka zacisnęła się dość mocno na moim ramieniu.

Drugą rękę umiejscowił na mojej szyi, lekko ją ściskając. Patrzył na mnie jakby chciał mnie zabić. A może chciał to zrobić? Nie myliłam się co do niego. Jest nieobliczalnym człowiekiem, który nie boi się niczego, ani nikogo. Jest możliwy zrobić wszystko, żeby tylko postawić na swoim.

Szarpnął mną niespodziewanie i zaczął coś w kółko powtarzać, ale ja nic nie rozumiałam. Słyszałam tylko jakieś stłumione słowa, które w ogóle się ze sobą nie sklejały.

– Mówię coś, mała zdziro. – rzucił wściekle, wzmacniając uścisk wokół szyi.

Chciałam odpowiedzieć. Zrobić cokolwiek, ale nie mogłam, kiedy jego ręka zaciskała się niesamowicie mocno. Starałam się brać miarowe oddechy, ale wszystko na marne. Poczułam, że już tracę grunt pod nogami.

Upadłam.

Łapałam powietrze jak nienormalna. Starałam się nie płakać. Nie chciałam mu pokazać, że wygrał, ale on to zrobił. Wygrał. Nie płakałam dlatego, że przed chwilą prawie mnie udusił. Płakałam, bo to on wygrał, a nie ja. Nie chciałam znów przegrać.

Takie życie powtarzały głosy w mojej głowie.

Poczułam pod brodą jego palce, które uniosły mój podbródek w górę. Patrzył na mnie jak na najgorszą osobę na świecie. I może miał rację. Byłam nią. Najgorszą osobą jaką tylko istniała na tej ziemi. Obrzydliwa, brzydka, z brudną duszą i ciałem. Taka, której nikt nie chce.

– Nie zapominaj cukiereczku, kto tu ma kontrolę. – wyszeptał w moje usta, które później lekko musnął, pozostawiając po sobie ślad, który będzie mi towarzyszył do końca życia.

I odszedł, zostawiając mnie jak wyrzutka, którym byłam.

***

– Cieszę się, że ci się podoba. – uśmiechnął się radośnie, co odwzajemniłam.

Spędzałam właśnie czas z najstarszym z braci Riera, Tomás'em. Byliśmy na trampolinach, czego się totalnie po nim nie spodziewałam, ponieważ na każdym spotkaniu był ubrany dość elegancko, a sam pokazywał po swoich wypowiedziach, że jest dosyć poważnym człowiekiem i też tak myśli.

A dziś było zupełnie odwrotnie.

Chłopak ubrany był w dresy, włosy miał ładnie nieułożone, a śmiał się co chwila i czułam się przy nim mega komfortowo, co uznałam za ogromnego plusa, ponieważ niewielu się to zdarza.

Desiderio | Pragnienie uczuć Where stories live. Discover now