R O Z D Z I A Ł 7

6.1K 237 88
                                    

Z góry przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero teraz, ale obecnie z moim stanem zdrowia jest źle i znajduje się od prawie dwóch tygodni w szpitalu. Powiadamiałam już was o tym, ale sądząc po wiadomościach, które tu dostaję, nie każdy śledzi mnie na innych platformach.

Życzę wam wesołych świąt, dużej ilości prezentów i przede wszystkim zdrowia!

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

————

May


Nie mogłam spać przez całą noc.

— Ta głupia przeprowadzka mnie wykończy. — szepnęłam niesłyszalnie sama do siebie.

Za dokładnie trzy godziny i dwadzieścia dwie minuty ma przyjechać rodzina Riera. Znaczy tylko najstarszy z synów, bo ich rodzice pracują dziś wyjątkowo do późna. Sama się zgodziłam na ten termin, a raczej uparłam. Nie myślałam racjonalnie, kiedy proponowali mi daty, w których mam pożegnać się z Houston. Myślałam tylko o jednym człowieku. O chłopaku, który zaczął niszczyć mi życie. O Cordianie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie pomyślałam o Layli, McCanie i o Kath. Byli mi najbliższymi osobami odkąd pamiętam, a ja o nich zapomniałam.

To nie tak, że nie wiedzą o niczym. Wręcz przeciwnie – wiedzą wszystko co do cna. Przyjaciółka nie zareagowała dobrze, bo już z samego rana z klubu musiał nas zbierać Mike. Powiedział nam rano, że w ogóle nie kontaktowałyśmy, a barman zadzwonił do niego z mojego telefonu. I tak sam, następnego dnia poszedł pić z kumplami, których poniekąd znałam i wtedy zamieniliśmy się rolami.

Kath zniosła to trochę lepiej. Chyba. Poprostu płakała razem ze mną przez całą noc, wypijając przy tym trzy butelki wina.

Leżałam w łóżku, patrząc na wszystkie spakowane walizki, które walały się po pokoju. Współlokatorka nie przyszła na tę noc, wysyłając mi sms, że rano przyjdzie się ze mną pożegnać. Dopisała jeszcze żebym się na nią nie obrażała, że jej ze mną nie ma tej nocy, ale poprostu by mnie zabiła i trzymała zwłoki pod łóżkiem, bylebym nie wyjeżdżała. Pisałam jej, że będzie miała wreszcie sama pokój, ale wysłała mi tylko gif z fuckiem, a potem osobę, która ładuje się do walizki.

Może i byłam głupia zgadzając się na tak wielką zmianę, ale chciałam żyć na nowo. Z nowym nazwiskiem, w innym miejscu z dala od mojego problemu i z rodziną. Nie moją, bo niestety nie dam rady ich tak nazwać przez zapewne długi czas, ale może kiedyś ten dzień nastąpi.

Może i głupio myślę, ale po prostu poszłam się wykąpać.

Co z tego, że myłam się kilka godzin temu. Muszę zabić jakoś czas.

Przyszykowałam najładniejsze ubrania, jakie tylko posiadałam i z impetem weszłam pod prysznic, odkręcając gorącą wodę. Żarzący strumień dosyć szybko dał o sobie znać, dlatego zmieniłam go na letni i ze spokojem rozmyślałam co zrobię, jak będę się kontaktować z moją rudowłosą wiewiórką. Jedyne co nam pozostaje, to rozmowy video, albo telefoniczne.

Nie. Nie damy tak rady.

Co jeśli nasza przyjaźń rozpadnie się szybciej niż zamek z piasku, kiedy woda go zaleje?

Przecież ja tego nie przeżyje!

Z letargu wyrwało mnie pukanie do drzwi. Krzyknęłam tylko, że jestem w łazience i zaraz wyjdę. Szybko wytarłam się puchatym, zielonym ręcznikiem i założyłam tego samego koloru szlafrok. Powędrowałam niechętnie do pokoju i obraz, jaki zastałam, był niewyobrażalny.

Na środku pomieszczenia stała Layla, Mike i Katherine. Mieli na głowie czapeczki urodzinowe, a chłopak trzymał w ręku tort ze świeczkami. Z cholerną siedemnastką, która umieszczona była na środku opłatka. Opłatka, na którym byłam ja, przyjaciółka i jej chłopak, a współlokatorka została wklejona obok mnie.

Desiderio | Pragnienie uczuć Where stories live. Discover now