R O Z D Z I A Ł 6

6.6K 265 99
                                    

Samael

Pogoda w Hhouston dziś dopisywała, jak nigdy dotąd. Może to z powodu tego, że zakończyłem właśnie jedną z niewielu najważniejszych inwestycji w moim życiu? Albo po prostu jest ładnie i to nie ze względu na mnie? Nieważne.

Mimo podpisania kontraktu kupna kasyna, które swoją drogą było już moje, ale tylko w siedemdziesięciu procentach. Czyli łatwiej powiedzieć, że porostu wykupiłem resztę udziałów i teraz całe jest moje.

Zaproponowałem nie małą sumkę, ale dobrze wiem, że w krótkim czasie zarobię dwa, bądź trzy razy tyle. Daje sobie góra miesiąc. Tymbardziej po tym, jak zlecę tam mały remont i zrobię imprezę nowego otwarcia, na której będą same grube ryby. I nie tylko z Houston. Zaproszenia będą wysłane na cały świat a naiwni, starzy ludzie wydadzą tu fortunę, nie wiedząc nawet, jak się gra. Przyciągnie też ono wielu młodych biznesmenów, ale też bogatych dzieciaków, którzy będą mogli skorzystać z baru. Wystarczy dowodzik, który zapewne będzie podrobiony, ale nawet jeśli by go nie okazał to i tak na spokojnie mógłby z niego skorzystać. Młode, nadziane i głupie małolaty z chęcią wyprawią tu jakieś większe imprezy, a ja ze szczerym uśmiechem przytulę ich, a raczej ich rodziców pieniądze.

Sam jestem młody, ale od małego ojciec uczył mnie wszystkiego co do takich spraw. Mam dwadzieścia lat, a już mam własne kasyno i kilka klubów. Nigdy mi to nie przeszkadzało. No bo komu by miało? Owszem, są liczne plotki na mój temat w świecie biznesu, ale iż mój ojciec również jest światowej klasy biznesmenem, oznaczają mnie orderem najmłodszego bilionera. 

Przede mną dziś były jeszcze ponad cztery godziny jazdy samochodem do Dallas. Nie musiałem tam jechać, ponieważ mój najlepszy ochroniarz i dawny kierowca tam jest, ale sam osobiście chciałem tam być i patrzeć.

Wsiadłem do auta a zaraz po mnie, do auta z tyłu, wsiedli moi ochroniarze. Do takich inwestycji, jak ta, musieli być ze mną obowiązkowo. Tymbardziej, że nie robiłem interesów ze zwykłym biznesmen, czy jakimś nadzianym typkiem. Ten człowiek kręcił w moim "zawodzie" dłużej ode mnie, a to daje wiele do myślenia. W końcu on sam miał kilku ze sobą.

Na spokojnie odpaliłem silnik i wrzuciłem bieg, po czym ruszyłem z miejsca, kierując się do swojego domu. Musiałem zabrać z tamtąd kilka rzeczy w razie jakichkolwiek kłopotów.

Szybkim tempem ruszyłem do drzwi, karząc zostać i nie wysiadać z aut – chyba, że będzie ro konieczne – Rafaelowi, Roberto oraz Danylo. Przebrałem się w wygodniejsze ubrania, które akurat w tym przypadku były zwykłymi, szarymi dresami. Zgarnąłem z szafek kilka dokumentów i etui, chowając do niego pistolet. Przezorny zawsze ubezpieczony.

Sportowem wsiadłem do samochodu, tylko, że tym razem do innego, bardziej szybkiego, ale też takiego, żeby moi ludzie mogli za mną jechać do momentu kiedy nie otrzymają wiadomości o tym, że mogą już wracać i odpocząć przez czas, w którym mnie nie będzie. Czyli maksymalnie dwa dni. Na miejscu będę miał inną ochronę, też zaufaną, więc nie mam czego się obawiać. Chociaż w tym, czym się zajmuję, muszę mieć oczy dookoła głowy.

Droga do zamierzonego miejsca nie zajęła mi długo, zważając na to iż były korki. Zbliżała się godzina dziewiętnasta, więc było jeszcze bardzo jasno. Zanim jednak pojadę we wskazane miejsce, muszę odwiedzić jeden ze sklepów jubilerskich, w którym kupię coś idealnego dla niej.

Drzwi od sklepu otworzyło mi dwóch ochroniarzy, którzy od razu mnie rozpoznali. Myślałem, że w tym mieście nie będę aż tak znany, ale cóż mogę zrobić. Ekspedientka zza lady przywitała mnie z uśmiechem na twarzy, czując pewnie ile wydam tu kasy.

— W czym mogę pomóc? — odezwała się po chwili, zbyt piskliwym głosem.

Skrzywiłem się, na co odchrząknęła i ponowiła pytanie.

Desiderio | Pragnienie uczuć Where stories live. Discover now