Prolog: Gambit Królewski

348 10 147
                                    


...

...

...

Tak mniej więcej wyglądał ciąg moich myśli, kiedy się obudziłem. Kompletna pustka. Wyglądało na to, że przed chwilą spałem, co zdawało się dziwne, bo nie pamiętałem, czy poszedłem spać. Czekałem, aż świadomość mi wróci, jak zawsze po przebudzeniu. Nie byłem pewien co do czasu, który spędziłem w bezruchu, więc dla uproszczenia powiem, że minęło kilka minut, choć równie dobrze mogło to trwać godziny. Właśnie po tych kilku minutach zacząłem dostrzegać, że coś nie grało. Niepokój kłuł mnie w środku, przez co otworzenie oczu wydawało się jeszcze gorszym pomysłem.

Budzik do tej pory wciąż nie zadzwonił. Przesunąłem rękę, szukając na oślep mojego telefonu. Nie wymacałem go na szafce nocnej. Jasna cholera, w ogóle nie wymacałem szafki nocnej. Najjaśniejsza cholera, nawet nie leżałem w łóżku. Panika wywołana tym nagłym rozchmurzeniem umysłu mimowolnie zmusiła mnie do otworzenia oczu, a ciało prawie samo podniosło się do pozycji siedzącej.

Szczerze, w tej chwili miałem nadzieję, że po prostu się nie obudziłem. Że byłem tylko w bardzo realistycznym, świadomym śnie. Byłbym w stanie chwycić się jakiegokolwiek wyjaśnienia, by nie przyjąć do siebie rzeczywistości.

Nigdy nie widziałem tego miejsca. Znalazłem się nie wiadomo gdzie, nie pamiętałem, jak tu się dostałem ani nie miałem bladego pojęcia, ile czasu tu spędziłem. Na co dzień nie jestem pesymista, przysięgam, ale tu od razu nasunęło mi się na myśl, że zostałem porwany. Jak inaczej wyjaśnić tę sytuację? Brak telefonu w kieszeniach (a przeszukałem wszystkie dziesięć przynajmniej trzy razy) tylko potwierdzał tę hipotezie. Chyba zacząłem szlochać.

Pokój, w którym się znajdowałem, przypominał salonik, zdecydowanie zbyt elegancki jak na moje standardy. Każdy zdobiony mebel czy szczegółowy obraz na ścianie mnie przytłaczał. Wyglądało to, jakby ktoś próbował odwzorować pomieszczenie z pałacu, przynajmniej takie skojarzenie przyszło mi do głowy. Zwiedzałem zabytkowy zamek może raz, więc brakowało mi doświadczenia w sprawie architektury.

Siedziałem bezczynnie na ziemi z ramionami otoczonymi wokół kolan, powoli uświadamiając sobie swoją sytuację. Moja komórka zniknęła na dobre. Prawdopodobnie nikt nie wiedział, gdzie jestem. Było źle. Bardzo źle.

Ponownie przejrzałem zawartość kieszeni, tym razem skupiając się na tym, co miałem przy sobie. Paczka chusteczek, może się przydać. Guma do żucia. Brak jakichkolwiek dokumentów. Wymięty papierek po batoniku. Worek foliowy. Nieco rozpromieniłem się na widok kostki Rubika, która kłuła mnie dotychczas w kieszeni bluzy. Krótka radość jednak zamieniła się w irytację swoją własną naiwnością. Poważnie? Na co mi taka rzecz, gdy jestem porwany? Ignorując głos rozsądku, moje palce mimowolnie zaczęły obracać ścianki kostki. Zanim skończyłem układać ją ponownie, moje myśli trochę się uspokoiły. Wstałem, nie wypuszczając kolorowego sześcianika z rąk, jakby ten kawałek plastiku był moją ostatnią deską ratunku. Może był, bo to prawdopodobnie ostatnia miła rzecz w moim życiu. Czytałem historie ofiar porwań, historie o piekle, które im wyrządzono. Gdy przypomniałem sobie, co tam się działo, doszedłem do wniosku, że wolałbym umrzeć od razu.

Mój oprawca jednak nadal się nie pojawił. Może chciał mnie tu zostawić, aż umrę z głodu? Korzystając z tego, podszedłem do drzwi, zapewne prowadzących na korytarz. Szarpnąłem klamkę. Przez cały czas zakładałem najgorsze, więc nawet nie potrafiłbym opisać, jak bardzo mnie zaskoczyło, gdy ustąpiła bez trudu. Drzwi się otworzyły — rany, otworzyłem te drzwi! W przypływie nadziei wybiegłem z pokoju. Po kilku krokach zatrzymałem się, ponownie czując, jak uciekała ze mnie cała energia. Korytarz nie odstępował wystrojem od salonu, a co gorsza wzdłuż niego ciągnęło się kilkanaście drzwi. Nie żartuję, ten budynek musiał jednak być prawdziwym zamkiem.

Danganronpa: Flourishing FutureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz