1.13. Wszystko dla przyjaciół

36 2 27
                                    

Na chwilę zapadła cisza. Przywykłem już, że Zeki mówił dość swobodnie o ciężkich tematach, przynajmniej jeśli chodziło o te dotyczące jego samego. Tym razem jednak nawet on wydawał się świadomy, że to nie była najnormalniejsza rzecz na świecie.

— To ma sprawić, że będę się martwić mniej? — powiedziałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.

— C-czy ty właśnie się przyznałeś, że p-próbowałeś... popełnić. — Yusuke zrobił przerwę, żeby wziąć wdech. — Samobójstwo?

— A ten się teraz obudził! — Meari podniosła głos. — To prywatna sprawa, wiesz?

— Przecież sam o niej wspomniał — przypomniała Tomoko.

— Bo to konieczne dla dobra śledztwa. — Zeki wyglądał na zdenerwowanego tym, ile uwagi wszyscy poświęcili jego doświadczeniom. — Nie mówcie o tym, to było lata temu. Już nie jestem słaby, mam wszystko pod kontrolą.

— Nizina społeczna... — Atomu otulił się płaszczem. Wyglądał na dziwnie zdenerwowanego. — Nie chcę mieć więcej nic wspólnego z takimi ludźmi.

— Zeki, jeśli chcesz kiedyś porozmawiać... — zaczęła Etsuko. — Przecież to okropne, że ci się to stało! Nawet nie wiem, co innego mogę powiedzieć!

— Okropne to zbyt lekkie słowo — dodała Yumi. Nie spodziewałem się tego po niej, ale wyglądała na autentycznie zmartwioną.

Zeki wydawał się słaby. Tylko dlaczego? Dlaczego oczekiwałem, że on weźmie wszystko na siebie bez żadnych skutków na zdrowiu psychicznym. Jego ojciec nie żył. Czy musiał stanowić oparcie dla matki, tak jak dla nas teraz?

Nawet jeśli czasem wydawał się bardziej dojrzały, Zeki nadal miał zaledwie siedemnaście lat, tak jak my wszyscy. Jednak jako ktoś, kto objął rolę przywódcy, był postrzegany przez pryzmat najwyższych standardów. Jedna słabość oznaczała utratę autorytetu.

Wydało mi się chore, że rzeczy niezależne od niego klasyfikowałem jako oznakę braku siły. Gdyby spojrzeć na to w inny sposób, to sam fakt, że Zeki nadal trzymał formę po tym wszystkim, czynił go silniejszym niż osoby, które nigdy nie miały do czynienia z tak ciężkimi wydarzeniami.

— Tak, podciąłem sobie nadgarstki tak, żeby trafić na tętnice. — Zeki wyprostował się. Mówił mocnym, zdecydowanym głosem. — Dlatego umiem dobrze ocenić, że rana Daiseia wystarczyła, żeby wywołać krwotok tętniczy. Wiem, ile jest wtedy krwi i na pewno tyle by wystarczyło, żeby zabarwić wodę w basenie. A na pewno wystarczyło, żeby się wykrwawić. Bo gdybym wtedy się nie zawahał przed nacięciem głębiej, to byłbym już, kurwa, martwy.

Mimo to teraz Zeki nie wydawał mi się mniej kompetentny niż wcześniej. W końcu przyznanie się do słabości też było oznaką siły. Nie mogłem się teraz jednak martwić o lidera. Porozmawiam z nim po sądzie królewskim, bo w tej chwili musiałem skupić się na sprawie morderstwa.

Wyznanie Zekiego uświadomiło mi jednak coś istotnego. Yusuke powiedział, że Daisei nie mógł krwawić, bo woda w basenie nie była czerwona. Kamikawa za to potwierdził, że krwotok wystarczyłby, żeby zabarwić wodę. Nie wątpiłem słowa Zekiego, jednak pojawiała się tu wyraźna sprzeczność.

— Czyli coś tu mocno nie gra — odezwałem się. — W basenie nie było krwi.

Ubrania Daiseia krew poplamiła na czerwono, jednak woda, w której leżał chłopak, była bezbarwna. Co najwyżej lekko mętna, ale na pewno nie widać było w niej krwi. Kiedy Zeki wyłowił ciało, również się nią nie ubrudził. Nasz oszacowany przedział czasowy, w którym mogło dojść do zabójstwa, trwał tylko trzy godziny. To zbyt mało, żeby krew rozpuściła się bez śladu, zwłaszcza jeśli to jej utrata spowodowała śmierć.

Danganronpa: Flourishing FutureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz