1.7. Pierwszy motyw

30 3 25
                                    

Szesnastu uczniów, szesnaście lęków.

— Pora zaprezentować wam pierwszy motyw!

Monokuma stał na tronie, obserwując nasze niepewne reakcje. Nie rozumiałem, co miał na myśli.

— Motyw — powtórzył cicho Shota. — To czynnik, który przekonał osobę do morderstwa, czyż nie?

— Jak widzę, kolega jest już dobrze obeznany w temacie — skomentował Monokuma.

— Jestem tylko uczniem kursu rezerwowego, to nic takiego!

— Zamkniesz się, kujonie? Daj mi skończyć — syknął zdenerwowany misiek. — Masz rację, motyw to czynnik, który popchnął osobę do zbrodni. Chociaż w tym wypadku motyw popchnie was do zbrodni dopiero w niedalekiej przyszłości.

— Przepraszam, wasza wysokość. — Pomimo przymilnego tonu wyraz twarzy Shoty wyglądał, jakby chciał zaraz skopać Monokumę.

— Nie, to co mówicie, nie ma żadnego sensu — zaprotestowała Etsuko. — Co to w ogóle jest motyw z przyszłości? Nikt tu nie chce zabijać. Nie mamy motywu, żadnego!

— Do czasu — szepnął Nobuyuki.

— To błędne założenie. — Wulandari uniosła dłoń, by ich uciszyć. — Zamykając nas w zamku Evergreen, Monokuma zapewnił nam wszystkim ten sam motyw. Chęć opuszczenia budynku. Każdy, kto popełni zbrodnię, będzie motywowany wolą ucieczki.

— Cóż, taki był pierwotny zamiar — stwierdziła Tomoko. — Jak widać, nie zadziałał. Wszyscy jeszcze żyjemy.

Jeszcze. Powiedziała to z przekonaniem, jakby śmierć jednego z nas była tylko kwestią czasu. Atomu otulił się połami płaszcza. Meari zacisnęła pięści, piorunując akrobatkę wzrokiem, nie ruszyła się jednak ani o krok. Raizo zmarszczył brwi. W każdej innej sytuacji dawno okazaliby głośno swoją wściekłość. Domyślałem się, co chcieli powiedzieć. W obecności Monokumy nie śmieli jednak stawiać jawnego oporu. Wystarczy obawa o własne życie i człowiek od razu pokornieje.

— I to jest problem — chlipnął Monokuma. — Dlaczego nadal żyjecie? Nawet nie próbowaliście się zabijać. Wasz survivalowy dyktator naprawdę się postarał z propagandą o współpracy. Najłatwiej byłoby się go pozbyć od razu, może wtedy zapanowałby chaos...

— Chyba że to zadziała na odwrót — szepnął Shota w stronę Atomu.

Na czole Zekiego pojawiła się zmarszczka. Pomimo groźby Monokumy stał pewnie na czele grupy, jednak w jego oczach błysnął strach. Rozejrzał się niespokojnie po sali tronowej.

— Nie bez walki...

— To stek bzdur. — Atomu przerwał Zekiemu w pół zdania. Mówił wyższym głosem niż zwykle, ale starał się to zamaskować lekceważącym tonem. — Kamikawa nie jest dyktatorem. Trudno go nawet nazwać liderem.

— Przecież gdyby nie Zeki, to ciągle byśmy się obrażali — zaprotestowała Etsuko. — Zeki to nasz przywódca!

— Nie. Objętość twoich włosów widocznie jest wielokrotnie większa niż pojemność mózgu, skoro nie potrafisz pojąć podstawowych faktów — kontynuował chłopak z pogardą. — Kamikawa jest żałosnym śmieciem, który buduje swój wizerunek kochanego lidera na kłamstwach i manipulacji. Taki człowiek nie ma władzy.

Ledwo ugryzłem się w język. Na usta cisnęły mi się argumenty przeciw oskarżeniom Atomu. Zeki patrzył na niego z pustym wyrazem twarzy. Większość osób gotowała się z wściekłości, słysząc takie wyzwiska. Zdziwiła mnie jednak reakcja paru z nich. Shota przyglądał się Atomu nieprzeniknionym wzrokiem. Shizu wydawała się szczerze zainteresowana wypowiedzią tłumacza. Mikuru wyglądała na skonfundowaną. Po chwili napotkała mój wzrok i uśmiechnęła się tajemniczo, kiedy tak jak ja uświadomiła sobie, co próbował osiągnąć Atomu.

Danganronpa: Flourishing FutureWhere stories live. Discover now