Rozdział 4

792 58 87
                                    

Upał, jaki był dokuczliwy, taki był i utrzymywał się nad Paryżem, nie chcąc dać za wygraną. Minęły dwa dni, od kiedy Tae-hyung widział się z JK'em w restauracji na śniadaniu.

Wrócił właśnie z pracy i wchodząc do chłodnej klatki schodowej swojej kamienicy, poczuł jak zwykle przyjemną ulgę. Sprawdził skrzynkę pocztową, a że nie było w niej tym razem ani jednego listu, wspiął się na ostatnie piętro i wszedł do mieszkania. Koszyczek z truskawkami, które kupował codziennie, od kiedy te sezonowe pojawiły się w sklepach, położył na blacie aneksu kuchennego i przeszedł do pokoju. Otworzył jak zwykle okno na oścież, a jego oczom ukazał się widok na Plac de l'Odeon. Rozłożone stoliki, krzesła i parasolki na tej części placu przed teatrem, która nie była rozkopana, ściśnięte były jak kwiatki w bukiecie i równie kolorowe. Przy jednym z nich zobaczył znajomą postać. Zastygł w bezruchu i zmrużył oczy, żeby wyostrzyć obraz. Siedzial tam JK. I choć był odwrócony do niego plecami, to Tae-hyung był na sto procent pewien, że to on. Znów miał na sobie tę dżinsową koszulę z wywiniętymi nonszalancko rękawami do łokci, jak wtedy, gdy widzieli się po raz pierwszy i Tae-hyung był przekonany, że gdyby się odwrócił, zobaczyłby trzy rozpięte guziki ukazujące umięśniony tors i kilka rzemyków zawieszonych na szyi. Naprzeciw niego siedział mężczyzna z burzą kasztanowych loków na głowie. Wyraźnie starszy, dojrzalszy, ale nie jakiś staruszek. Ot facet po czterdziestce. Może przed pięćdziesiątką. Rozmawiali, pili piwo i śmiali się co chwila.

Tae-hyung poczuł dziwny uścisk w żołądku.

To jego kolejny klient? — zadał sobie pytanie w głowie, ale szybko się opamiętał. — To nie moja sprawa. O czym ja myślę? — upomniał samego siebie i usiadł na sofie.

Rozłożył laptop na kolanach i zalogował się przez wpięcie VPN do systemu swojej firmy. Miał kilka rzeczy do dokończenia, zwłaszcza raport, z którym zalegał od kilku dni, ale bez względu na to, jak bardzo starał się na nim skupić, jego nieposłuszne myśli uciekały na plac przed teatrem. Po kilkunastu minutach wstał z sofy zirytowany i zerknął znów przez okno. Tym razem dyskretniej, wychylając się jedynie zza jego krawędzi, jakby się spodziewał, że JK się obejrzy, spojrzy w górę i go zauważy.

On przecież nie wie nawet, gdzie mieszkasz idioto — zakpił sam z siebie, ale nie wychylił się z okna bardziej, niż było to konieczne.

JK wciąż siedział przy stoliku i żywo rozmawiał z facetem siedzącym naprzeciw. Rozwalony na drewnianej ławce, co chwila poprawiał przydługawe włosy palcami lub trzymał złożone dłonie na szerokim karku. Tae-hyung zastanawiał się, jaki jest w dotyku. Dosłownie świerzbiły go palce, żeby je opleść wokół tej jego męskiej szyi. Potem potrząsnął głową, żeby wypadły z niej te myśli i z trudem oderwał od niego wzrok. Znów usiadł na sofie, ale nawet się nie starał zagłębić w maile. Jego myśli lgnęły do tego seksownego faceta na dole i nie umiał się im oprzeć. Właściwie nawet nie wiedział, czemu miałby to robić, a w głowie zadźwięczały mu słowa JK'a: nie całuję w usta, nie uprawiam seksu...

To tylko pożądanie — uspokoił sam siebie. — Nic wielkiego. Przecież z jego wyglądem na pewno wzbudza je nie tylko u mnie — stwierdził rzeczowo, ale... zerwał się znów na równe nogi i podszedł do okna.

JK siedział teraz z tym facetem na jednej ławce i obejmował go ramieniem. Robili sobie selfie. Tae-hyung zamrugał powiekami kilka razy, jakby go ktoś prądem popieścił. W akcie desperacji złapał za telefon i wyszukał numer JK'a.

Ciekawe czy odbierze? — pytał sam siebie jadowitym tonem, a opuszkami palców automatycznie złapał za perełki, które JK skomplementował.

Nie wiedzieć kiedy zawładnęła nim nieposkromiona zazdrość. Chciał więcej tych komplementów. Tylko dla siebie.

Rentboy || TaekookWhere stories live. Discover now