Rozdział 9

690 60 54
                                    

Tae-hyung zaraz po tym, jak dostarczył Mili na oddział wszystkie niezbędne rzeczy, obiecując, że jutro tuż przed wylotem jeszcze do niej zajrzy, wyszedł ze szpitala i pierwsze co zrobił, to skierował swoje kroki wprost na Rue Lagrange do mieszkania babci JK'a.

Było krótko przed dwudziestą drugą, ale nie mógł czekać z tym do rana.

— Tae! Dobry wieczór — ucieszyła się babcia, zastając go przed drzwiami.

— Dobry wieczór pani — przywitał się z nią miło, ale nie czekał ani chwili dłużej. — Czy jest JK? — zapytał niecierpliwie i zerknął za jej plecy, jakby się go tam spodziewał.

Uśmiech babci nieco zbladł i obejrzała się za siebie.

— Nie, niestety gdzieś jeszcze wyszedł — odpowiedziała, wracając do niego wzrokiem. — Był z tobą umówiony? — zapytała zmartwiona.

— Nie, ale chciałem z nim porozmawiać — wyjaśnił jej pokrótce Tae-hyung, uśmiechając się nerwowo.

— To może chcesz poczekać na niego? Zapraszam — zasugerowała miło babcia i otworzyła drzwi szerzej.

Tae-hyung powstrzymał ją gestem dłoni.

— Nie, nie, wiem, że jest pani chora, nie będę przeszkadzał — wyłgał się szybko. — Poza tym już późno. Jutro się z nim skontaktuję.

Babcia niechętnie dała się przekonać, ale ustąpiła, życząc mu dobrej nocy. Tae-hyung doskonale wiedział, że nie będzie dobra, jeśli jeszcze dziś nie spotka się z JK'em i mu wszystkiego nie wytłumaczy. Usiadł więc na schodach na półpiętrze i postanowił zaczekać. Zastanawiał się, dokąd JK mógł pójść, ale nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Nie znali się przecież na tyle, żeby mógł odgadnąć, gdzie przebywa lub z kim, gdy wychodzi z domu wieczorem. Trochę go to niepokoiło, bo w jego myślach pojawił się znów Terrence — chłopak z salonu z garniturami, ale nie zadręczał się tym zbytnio. JK był dorosłym facetem. Mógł robić, co tylko zechciał.

Zjawił się koło północy, gdy Tae-hyung powoli rezygnował z czekania. Wdrapał się po ciemku na drugie piętro i drgnął jak porażony, gdy zobaczył postać siedzącą na schodach.

— Tae-hyung? Co tu robisz? — zapytał zmieszany.

Nerwowo poprawił włosy i zapiął guzik koszuli pod szyją. Nie zapalił światła.

Tae-hyung złapał się poręczy i podciągnął, żeby wstać.

— Przyszedłem cię przeprosić — wyznał od razu.

Pomimo mroku widział wyraźnie, że JK się zmieszał jeszcze bardziej. Spuścił głowę i uciekł wzrokiem. Był zażenowany?

— Za to, że masz żonę i dziecko i że mi o nich nie powiedziałeś? Przecież nie musiałeś — powiedział kpiąco, ale w jego głosie słychać było wyraźnie zarzut.

— Nie mam żony — zaprzeczył natychmiast Tae-hyung.

Był na ten zarzut przygotowany. Tak właśnie przypuszczał, że JK w ten sposób sobie o nim pomyśli.

— Ale masz dziecko w drodze...

— Niby tak, ale to nie tak, jak myślisz.

JK prychnął drwiąco i tym razem spojrzał na niego przelotnie.

— Nie tak jak myślę, a co ja niby mogę sobie myśleć? — zapytał opryskliwie.

I choć słowa, które mówił, jasno temu przeczyły, to z jego tonu jasno wynikało, że ma mu to za złe.

— Niby nic, ale wydawało mi się... że się polubiliśmy — powiedział cicho Tae-hyung. — A ja ci nie powiedziałem całej prawdy, dlatego chciałem cię przeprosić — wyznał szczerze.

Rentboy || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz