Rozdział 17

713 64 28
                                    

Była sobota. JK miał dzień wolny i choć powoli zaczął się odnajdywać w tej pustej przestrzeni, jaką pozostawił w jego życiu po sobie Tae-hyung i pomału zaczął się w niej urządzać, to wciąż miewał chwile, w których wracał do niego myślami, a właściwie do chwil spędzonych z nim w miejscach, które razem odwiedzali. Dziś padło na mieszkanie babci. Remont w tym jego już dawno dobiegł końca, ale tam nie miał ani jednego wspomnienia wiążącego się z Tae-hyungiem, więc często odwiedzał babcię, żeby... pogapić się na sofę, na której wtedy siedzieli i pooglądać z babcią powtórki Goblina. Nie mogła się nadziwić i nacieszyć jego obecnością, więc zawsze przygotowywała jego ulubione dania.

Usiadł przy okrągłym stole, a ona podała obiad.

— A deser? Zjesz? — zapytała, gdy skończył kurczaka na ostro.

— Poproszę — przytaknął jej z uśmiechem.

I kiedy wydawać by się mogło, że jego życie znów przybrało normalne barwy, tęsknota przycichła i schowała się w kąt, a serce wyrównało rytm, na stole pojawił się sernik z galaretką i truskawkami.

Na powrót zrujnował wszystko, co tak starannie próbował ułożyć w całość. To ciastko było jak żywy, namacalny fizycznie wyrzut jego sumienia.

Gula stanęła mu w gardle natychmiast, ale za wszelką cenę próbował utrzymać emocje na wodzy. Długo gapił się w kawałek ciasta, próbując nad sobą zapanować, aż w końcu babcia dopełniła aktu zniszczenia.

— Coś nie tak? — zapytała, a JK się ocknął.

— Nic, nic — uspokoił ją.

Drżącymi palcami zaczął wyciągać z galaretki truskawki, o których babcia znów zapomniała, ale kompletnie mu nie szło.

Ciastko pękło najpierw na pół, a potem na kolejne pół i jeszcze jedno pół. Dosłownie rozpadło mu się na talerzyku i wtedy się załamał. Jeszcze nigdy nie czuł się tak samotny i tak strasznie podle. Miał wrażenie, że to ciastko to serce Tae-hyunga, które zawiódł i zdeptał. Zasłonił ręką oczy, bo łzy zapiekły go pod powiekami dotkliwie i już nie czuł ani złości, ani pustki, ani rozgoryczenia. Czuł rozdzierającą rozpacz. Rosła w nim od chwili, gdy wysiedli z samolotu i zamiast słabnąć, tak naprawdę przybierała po cichu, podstępnie na sile i teraz zerwała się niczym lawina staczająca się ze zbocza góry. Porwała go i przygniotła poczuciem winy i bezsilności.

— JK, co się stało? — zapytała wystraszona babcia.

— Nic — stęknął JK, nie potrafiąc powstrzymać łez.

Zaczęły płynąć tak gęsto, że kapały na obrus i do talerzyka z ciastkiem. Nie umiał ich opanować. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz płakał tak bardzo, jako dorosły człowiek. Dosłownie się nimi dławił, próbując zachować pozory. Wstydził się tych łez, a jednocześnie bardzo chciał je komuś pokazać.

— To dlatego Tae nie przychodzi, prawda? Rozstaliście się — stwierdziła babcia.

JK tylko pokiwał głową twierdząco, z trudem powstrzymując szloch.

— Okłamałem go — jęknął. Dłoń, którą zasłaniał oczy, drżała przeraźliwie. — Powiedziałem, że jestem kimś innym, a on mi uwierzył. Nie powiedziałem mu w porę prawdy i chyba go zdradziłem — wylał z siebie potok niezrozumiałych dla babci argumentów.

— Kimś, kim nie jesteś? Zdradziłeś? — dopytywała zdziwiona babcia.

— Nie chcę tego tłumaczyć, wystarczy, że wiem, że zawiniłem, okej? — jęknął rozżalony JK i zapłakał głośniej.

Babcia westchnęła i pogłaskała go po głowie.

— No dobrze — przytaknęła. — Ale...

JK podniósł na nią czerwone od płaczu oczy.

Rentboy || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz