Rozdział 3

484 51 105
                                    

Wieczór zapowiadał się spokojnie. W restauracji przy akompaniamencie cichej melodii wydobywającej się z fortepianu, jadło kolację tylko kilka osób, a kolejnych kilka siedziało przy barze. JK razem z Astonem, z którym najczęściej miał zmiany po tej stronie baru, bo drugą obsługiwał Hasco i Nolan, właściwie nie mieli za dużo do roboty. Korzystając ze spokoju, Aston, porządkował wszystko poniżej kontuaru, a JK pucował wszystkie szklanki i kieliszki oraz blat na błysk. Miał jedną klientkę. Była nią kobieta w średnim wieku, ubrana w czerwoną sukienkę i z włosami pofarbowanymi na blond. Wyglądała dostojnie, popijając martini z oliwką i JK dałby sobie uciąć rękę, że była aktorką lub niegdyś modelką i choć była od niego tyle starsza, że śmiało mogłaby być jego matką, to znał skądś jej twarz.

— Kochaniutki — zwróciła się do niego, unosząc pusty kieliszek do góry.

Jego zdaniem miała już dość jak na ten wieczór, ale oczywiście „klient nasz pan", więc odłożył pospiesznie szmatkę oraz szklankę i poprawiając czarną kamizelkę, podszedł do niej od razu.

— Czym mogę pani służyć? — zapytał uprzejmie, uśmiechając się miło.

— Jeszcze raz to samo — powiedziała władczym tonem.

JK spojrzał na kieliszek po martini i zabrał go z jej dłoni. Postawił na niższym kontuarze przed sobą.

— Narzuciła pani spore tempo. Jest ku temu jakiś powód? Święto? — zaczął zagadywać, byle odwlec jak najdalej konsumpcję kolejnego kieliszka.

Obsługa baru była zobowiązana opiekować się gośćmi i to właśnie uczynił. Nie chciał, żeby przybiła gwoździa, czołem do kontuaru, a potem, żeby ktoś opublikował to w mediach. Ich hotel, a co za tym szło również bar i restauracja, miały wysoką renomę i żaden z pracujących tu chłopaków nie mógł dopuścić do tego typu zdarzenia. Taki cień położony na reputacji lokalu był pierwszym argumentem do zwolnienia z pracy.

— Może podam pani wody? — zapytał znów uprzejmie i sięgnął do lodówki po butelkę Perrier.

Kobieta spojrzała na niego groźnie.

— Prosiłam o drinka — powiedziała z roszczeniem. — Wiesz, kim jestem? — podniosła głos.

Alkoholiczką? — zapytał sam siebie w myślach JK i spojrzał w bok na Astona. Nie, żeby szukał u niego pomocy, ale na szybko musiał ogarnąć emocje, a tylko jego surowy wyraz twarzy zawsze trzymał je na wodzy, bo z kolei tacy jak ta kobieta dotkliwie przypominali mu o ojcu i to było nieznośne. Nie mógł sobie pozwolić na bycie nieuprzejmym, a wszystko gotowało mu się w żyłach. Nie przerwał nalewania wody do szklanki.

— Zapewne kimś ważnym, dlatego leży mi na sercu pani dobro — skłamał, ale taki był jego obowiązek. — Może zamówię pani taksówkę albo poproszę obsługę hotelową, żeby odprowadzili panią do pokoju? Nocuje pani u nas? — dopytywał najmilej, jak potrafił.

Postawił przed nią szklankę wypełnioną wodą z plasterkami cytryny wciśniętymi ciasno między kostki lodu.

— Na koszt baru — dodał, jak mieli tu w zwyczaju traktować gości.

Kobieta pchnęła szklankę, a ta z hukiem spadła na podłogę i rozbiła się w drobny mak pod nogami JK'a. Lód razem ze szkłem wymieszany z wodą i cytryną rozjechał się po całej podłodze. Rozmowy przy stolikach natychmiast ucichły, pianista przestał brzdękać w klawisze, a oczy wszystkich zwróciły się w ich stronę.

— Co ty sobie wyobrażasz, smarkaty gnojku! — wrzasnęła kobieta, a jej twarz wykrzywił nienawistny grymas. — Nie będziesz mi mówił, ile mogę wypić! Prosiłam o drinka! MASZ mi podać drinka! Stać mnie na wodę!

PENTHOUSE || TaekookWhere stories live. Discover now