Róża dziewiąta

543 48 66
                                    

Tae-hyung siedział przy barze oniemiały. Ten chłopak, który przed chwilą zniknął na zapleczu, nie był tym JK'em, z którym spacerował po plaży i który podarował mu różę. Pomimo cierpkich słów, na które sobie zasłużył, to wciąż nie był JK. W jego spojrzeniu było coś obcego i to, co już dobrze znał. Strach. Coś było nie tak.

— Pomocy! — usłyszał z zaplecza przejęty głos jednego z barmanów.

Facet, który przed chwilą rozmawiał z JK'em po drugiej stronie baru, zaczął się pospiesznie zbierać. Tae-hyung nie wiedzieć czemu, powiązał szybko wątki. Skinął tylko głową na Ki-bo, żeby go zatrzymał, a sam przeskoczył bar jednym zgrabnym susem i pchnął drzwi na zaplecze.

Tam na podłodze siedział Aston. Dłonie miał we krwi, która sączyła się z głowy nieprzytomnego JK'a i doskoczył do nich obu w mgnieniu oka. Uklęknął obok.

— Wezwij mojego ochroniarza i zajmij się barem — nakazał, obejmując głowę JK'a dłońmi. — Zachowuj tak, jakby nic się nie stało — poinstruował stanowczo.

Aston choć roztrzęsiony, posłusznie umył dłonie i wyszedł za bar. Po chwili zjawił się Ki-bo.

— Zanieś go do mnie — wydał mu polecenie Tae-hyung. — Tylnym wyjściem.

Sam wyciągnął z kieszeni telefon i wykręcił numer znajomego lekarza. Po czterdziestu minutach miał diagnozę.

— To narkotyki. LSD najpewniej. Chłopak musiał nigdy ich nie zażywać, więc podziałały mocniej niż zwykle — powiedział lekarz. — Zszyłem ranę na głowie. Nic więcej nie mogę zrobić. Trzeba czekać, aż letarg sam minie. Nie ma zagrożenia życia.

— Dziękuję w takim razie — podziękował mu Tae-hyung, a gdy wyszedł, usiadł przy brzegu łóżka i złapał go za rękę.

Chciał przecież, żeby to zrobił. Żałował, że dopiero teraz się na to zdobył. JK otworzył oczy.

— Gdzie jestem? — zapytał, powłócząc językiem.

— U mnie.

JK spiął się w pierwszym momencie, ale Tae-hyung złapał go za ramię i przytrzymał.

— Nie bój się — powiedział do niego uspokajająco.

— Bądź tu ze mną, dobrze? — prosił w amoku JK i ściskał jego dłoń coraz mocniej. — Boję się. Nie wiem, co się ze mną dzieje.

Jego umysł szalał. Narkotyk rozpłynął się w krwiobiegu i siał spustoszenie. Tae-hyung wstał, chwilę się zastanawiał, patrząc na niego z góry, a potem ostrożnie położył się obok. Chciał mu dać wsparcie. Poczucie bezpieczeństwa. JK przetoczył się z trudem na bok i wtulił w jego obojczyk. Oczy miał półprzymknięte, a jego oddech był ciepły, ale drżący. Tae-hyung się rozluźnił.

— Tae — zaczął szeptać JK. — Naprawdę jesteś tak blisko? Zrobiłeś to dla mnie?

Wtulił twarz w jego szyję. Delikatnie dotknął jej ustami. Tae-hyung znów zesztywniał.

— Wiesz, że nigdy nie byłem z mężczyzną, ale chcę być z tobą... teraz — wyszeptał prosząco.

Tae-hyung przełknął ciężko i wciąż leżał w bezruchu. Gapił się w sufit.

— Nie mogę...

— Tae — upomniał go z żalem JK. — Tae, proszę... — zaczął się dopominać i wtulać w niego jeszcze bardziej.

Szukał pieszczot. Dotyku. Intymności. Tae-hyung próbował się odsunąć, ale JK złapał go za rękę i mocno przytrzymał.

— Proszę, Tae — dyszał cicho, prowadząc ją w dół po swoim brzuchu. — Proszę, dotknij mnie. Potrzebuję tego. Potrzebuję ciebie. Nie mogę tego znieść, że mnie nie chcesz. Obiecuję, że ja cię nie dotknę. Przysięgam, ale ty możesz dotknąć mnie, błagam... zrób to dla mnie.

PENTHOUSE || Taekookحيث تعيش القصص. اكتشف الآن