Róża czwarta

440 54 57
                                    

Kiedy zeszli na dół, Tae-hyung wciąż w rozwiązanym, czarnym szlafroku zniknął na chwilę w kuchni, a gdy pojawił się z powrotem z dwiema parującymi filiżankami herbaty w dłoniach, JK uchylił dla niego firanę przysłaniającą okno i wyszli razem na taras. Usiedli na schodach, jak za pierwszym razem, gdy JK się tu pojawił, a Tae-hyung wręczył mu filiżankę z herbatą. Zastanawiał się, czy widać jak bardzo drżą mu ręce, dlatego postanowił zażartować, żeby odwrócić od tego uwagę JK'a.

— Dziś zaparzyłem ci białej, ale nie sądzę, że cię obudzi — powiedział szorstko, a nie jak planował żartobliwie.

JK mimo to uśmiechnął się blado.

— Też nie sądzę, ale dzięki — odpowiedział cicho, zmęczony.

Tae-hyung widział bardzo wyraźnie, że powieki mu ciążą, a on walczy z nimi ze wszystkich sił. Była szósta rano i zapewne powinien spać od jakiejś godziny.

— Jeśli chcesz, naprawdę możesz się tu przespać — zaproponował znów tak, jak za pierwszym razem.

To było jak nowy początek, choć powtórzony dwa razy. Naprawdę nie miałby nic przeciwko, gdyby się zgodził.

Słońce stało już powyżej horyzontu i raziło w oczy. JK spojrzał na niego, mrużąc jedną powiekę.

— Mogę położyć głowę na twoich kolanach? — zapytał przekornie. — Mógłbyś być moją poduszką?

To był tylko niewinny żart, flirt, ale Tae-hyung wystraszył się go śmiertelnie. Otworzył oczy szerzej.

— Nie — zaprzeczył kategorycznie.

Przekora zniknęła z twarzy JK'a natychmiast. Pokiwał głową, że rozumie, ale widać było, że jest zawiedziony.

— Nic nie szkodzi — powiedział, a w jego głosie słychać było żal.

Odwrócił się znów na chwilę przodem do kwiatów i zwiesił głowę nad filiżanką, jakby patrzył w lustro wody głębokiej studni. Była tak śmiesznie mała w jego dłoniach.

— Będę się zbierał w takim ra...

— Możesz — stęknął Tae-hyung.

Natychmiast zmienił zadnie. Nie chciał, żeby wychodził. Dopiero co do niego wrócił. W tej chwili jeszcze nie wiedział, co dokładnie chciał osiągnąć, przyciągając tego chłopaka do siebie, ale na pewno nie chciał, żeby teraz wyszedł. Był trochę zły na to, że sytuacja go szantażuje, ale nie miał wyjścia.

JK spojrzał na niego i się uśmiechnął. W jego oczach znów zapłonęła przekora i widać było wyraźnie, że nie ma zamiaru tracić okazji. Odstawił powoli filiżankę obok na schodek i odwrócił się plecami. Potem położył na wznak na deskach tarasu, kładąc ostrożnie głowę na jego kolanach. Jego szeroki tors opięty białą koszulką przyciągał wzrok.

— Jeśli będzie ci za ciężko, to tylko powiedz — zastrzegł.

Promienie słoneczne wdarły się do jego niemalże czarnych tęczówek i Tae-hyung widział, patrząc na niego z góry, jak przelewają się miedzią.

— Zamknij oczy — nakazał cicho, a sam odchylił się do tyłu, wspierając na wyprostowanych ramionach.

Spojrzał na usłany różami taras.

— Zasnę — usłyszał z dołu.

— To nic, śpij. Przecież po to się położyłeś — skwitował chłodno.

JK zamknął oczy i przekręcił głowę na bok, tuląc bok twarzy do jego brzucha. Tae-hyung poczuł się niezręcznie, ale nie oponował.

— Wolałbym być przytomny, ale jestem strasznie zmęczony... chodźmy raz jeszcze na plażę, dobrze? Na cały dzień — zaproponował na wpół śpiący JK.

PENTHOUSE || TaekookWhere stories live. Discover now