Róża siódma

427 48 90
                                    

Tae-hyung stanął na środku pokoju i sam nie wiedział, co właściwie chce zrobić. Na łóżku leżał chłopak w samej bieliźnie, a oczy miał przesłonięte opaską i ani mruknął. Tae-hyung przełknął głośno i rozpiął koszulę. Właściwie nie wiedział, co i komu chciał udowodnić, ale chciał po prostu spróbować. Podszedł bliżej. Ciało chłopaka było wątłe i wcale niepociągające. Wsparł się jednym kolanem o materac i położył dłoń chłopakowi na torsie. Jego skóra była gładka, ciepła, ale wciąż nie taka, jakiej oczekiwał. Przeciągnął dłonią po jego brzuchu, a chłopak stęknął cicho. Ten dźwięk wydał mu się obcy i zniechęcający. Tae-hyung złapał się za czoło i skrzywił się zdegustowany.

On po prostu nie jest JK'em — pomyślał i rozzłościł się sam na siebie.

Kompletnie nie czuł nic. Energia, jaką wzbudzał w nim JK, zniknęła i zaszyła się znów gdzieś głęboko w jego umyśle. Jak wystraszone zwierzątko, zwinęła się w kłębek i nawet zamknęła oczy.

Tae-hyung też na chwilę zamknął swoje. Z irytacji. Na siebie i na całą tę popieprzoną sytuację.

Jesteś tchórzem Tae-hyung! — warknął na siebie w myślach.

To było jak próba generalna, niestety jedyne, na co miał ochotę w tej chwili to pójść do toalety i zwymiotować.

Nagle przed drzwiami do pokoju zaczął się ktoś awanturować.

— Wpuść mnie Ki-bo! — wrzeszczał na cały korytarz. — Kurwa, słyszysz! Bierz te łapy! — darł się na ochroniarza.

Tae-hyung spojrzał w stronę drzwi. Znał ten głos.

— Leż spokojnie — poinstruował chłopaka, a sam udał się przez niewielki hol do wyjścia.

Otworzył je na oścież. Tuż za nimi stał potargany, pijany i zapłakany JK. Kiedy go zobaczył w drzwiach, znieruchomiał, zmierzył pogardliwym wzrokiem z góry na dół i skrzywił się nienawistnie, wycierając łzy rękawem.

— Ty gnoju... — jęknął na niego. — Obiecałeś mi! Zakłamany złamasie!

W Tae-hyunga uderzyło otrzeźwienie. Był pewny, że jest zwolniony z obietnicy danej na plaży.

— Nie rób sceny — upomniał go surowo.

JK zaśmiał się kpiąco, a po jego policzkach przetoczyły się dwie kolejne, wielkie łzy. Bolały na wskroś. Cały jego stan bolał gdzieś w najczulszy punkt jestestwa.

— Już nie będę, proszę pana, może pan wracać, ruchać się z Nolanem — warknął nienawistnie. — Ty brudna świnio! Nienawidzę cię! Jesteś zwykłym zwierzęciem. Popaprańcem. Brzydzę się tobą! — zaczął złorzeczyć, a Ki-bo już wyciągał do niego ręce, żeby go uciszyć.

JK jednak odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę schodów chwiejnym krokiem, unikając z nim konfrontacji.

Tae-hyung spojrzał na Ki-bo i skinął głową w stronę znikającego w mroku JK'a.

— Idź za nim i pilnuj go. Niech nie narobi głupot — nakazał.

Sam wrócił do pokoju i złapał się za boki. Chłopak wciąż leżał na łóżku nieruchomo i czekał. Był podniecony, miał erekcję, co jeszcze bardziej obrzydziło Tae-hyunga.

— Zjeżdżaj — warknął na niego.

Ten usiadł na materacu, zdjął opaskę i spojrzał na niego zaskoczony.

— A co z...

— POWIEDZIAŁEM, SPIERDALAJ! — wydarł się jak lew Tae-hyung.

Chłopak zmył się w popłochu, a Tae-hyung usiadł na podłodze przy łóżku i wspierając się łokciami o kolana, dłońmi złapał się za głowę.

Czuł się dokładnie tak, jak powiedział JK. Jak brudna świnia. Popapraniec. Brzydził się sam sobą. Jedynej osobie, której na nim zależało i która prawdopodobnie była jego lekarstwem, pozwolił uwierzyć, że taki właśnie jest. Zepsuty do szpiku kości. Brudny i zwleczony.

🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹

Doigrałeś się Tae-hyung. Ty brudna świnio.

Do zobaczenia juuuuutroooo!~

Sev.

Sev

Deze afbeelding leeft onze inhoudsrichtlijnen niet na. Verwijder de afbeelding of upload een andere om verder te gaan met publiceren.
PENTHOUSE || TaekookWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu