Rozdział 85. Premiera

25 2 0
                                    

Głupawka dopadła mnie z samego rana, kiedy tylko obudziłam się i wypowiedziałam dwa słowa "To już". Premiera naszego filmu nadeszła wielkimi krokami. Dziś mieliśmy świętować nasz sukces zaczynając od Stanów Zjednoczonych. Dlatego od razu po przebudzeniu zerwałam się z łóżka i w ekspresowym tempie wykonałam swoją poranną rutynę.

W międzyczasie porozmawiałam także z Austinem, który oczywiście wiedział co powiedzieć w takich chwilach. Chłopak dał mi mocnego kopa w postaci swoich pokrzepiających słów. Maxi również dorzucił swoje trzy grosze mówiąc, że mam pokazać klasę. Jakbym jej już nie pokazywała. Na koniec rzucił jeszcze "Połamania obcasów". I że niby te słowa miały mnie uspokoić?. No bynajmnjej niekoniecznie. Bernasconi nie pozostał dłużny w czynach, bo chwilę po tym rozległy się krzyki. Z opowieści tego drugiego dowiedziałam się, że oberwał i to dosłownie od przyjaciela. Chciałam się zaśmiać, ale żeby nie wyjść na niegrzeczną powiedziałam "Biedactwo. Agustin tak nie wolno". Nie wiem kogo bardziej, to rozbawiło, ale po drugiej stronie słuchawki rozległy się gromkie śmiechy. Cóż mogłam poradzić na tych dwóch głupich, ale przede wszystkim kochanych wariatów.

Wieczór nastał jak ręką dotknąć. Przebrałam się we wcześniej przygotowaną kreację specjalnie na tę okazję. Czerwona suknia z jednym ramiączkiem, sięgająca aż do ziemi, z dużą ilością tiulu znajdowała się na moim ciele. Buty jak przystało na taki ubiór musiały być na obcasie, były w kolorze beżu. Włosy miałam lekko pofalowane, ale też zebrane delikatnie, by żaden niesforny kosmyk nie przeszkadzał mi podczas tak wielkiego dnia. Makijaż był stonowany, ale też wyrazisty. Co w końcu podkreślała szminka w tym samym kolorze co suknia. Dodatki nie były potrzebne, ale tylko jedna rzecz zdobiła nadal mój nadgarstek. Była, to bransoletka, którą dostałam od przyjaciół po wypadku w Grecji i którą każdy miał identyczną. Zielony rzemyk i koniczynka wisiała prezentując cały swój urok.

Najpierw spotykamy się pod siedzibą studia, by móc jechać razem. Gdy docieram na miejsce widzę twarze przyjaciół. Każdego witam z wielką czułością. Później wsiadamy do kilku aut wiozących nas na miejsce przeznaczenia.

Pierwszą rzeczą rzucającą się w moje oczy jest plakat z tytułem filmu "Jesteśmy sobie pisani" oraz nasze zdjęcia, które się na nim znajdują. W większości są to urywki z produkcji. Wszystko wygląda tak ekskluzywnie.

Powoli każdy opuszcza samochód zderzając się z blaskiem fleszy. Kiedy przychodzi moja kolej przed oczami pojawia się czyjaś dłoń. Od razu ją chwytam, by móc wysiąść z pojazdu.

Idąc po czerwonym dywanie, pod rękę z Noah czuję się nieco pewniej. Ten cały nagromadzony stres po prostu gdzieś uleciał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

- Pięknie wyglądasz- szepnął nachylając się w moim kierunku- Nie zdążyłem Ci tego wcześniej powiedzieć.

- Dziękuję. Za to ty wyglądasz bardzo szykownie- ten w ramach odpowiedzi puścił mi całusa w powietrzu.

Przemierzaliśmy we dwójkę usłaną drogę zatrzymując się co jakiś czas do zdjęcia, przy tym śmiejąc się i rozmawiając. Każdy chciał mieć jak najlepszy kadr naszego występu.

Potem dołączyłam do pozostałych. Pozując z każdym po kolei, a na końcu sama. Z Elijah zrobiliśmy sobie szalone zdjęcia. Chłopak chciał mnie wziąć nawet na ręce, niczym pannę młodą. Ale w porę go powstrzymałam, mówiąc, że takiego rozgłosu nie potrzebujemy.

Z kolei Peyton wyśmiał głupi pomysł chłopaka i nawet ukradkiem popukał mu po głowie. Kristine jak to ona odważyła się powiedzieć, że nic jej już nie zdziwi jeśli chodzi o chłopaka. Koniec końców wyszło na tym, że dobrze się stało, że swojego fantastycznego planu nie wcielił w życie, bo mogło by być krucho.

NOWY POCZĄTEKWhere stories live. Discover now