Rozdział 17

1.3K 75 5
                                    

Carmen POV:

Wróciłam do swojego domu, w którym mieszkałam od urodzenia. Znów miałam jedenaście lat..

Weszłam do kuchni, zapłakana zrzucając plecak z ramion. Zmusiłam się do zostania w szkole, nie miałam innego wyjścia. Musiałam ćwiczyć na lekcji wychowania fizycznego. Jak zwykle zostałam wybrana jako ostatnia do drużyny. Wszyscy wrzeszczeli na mnie, gdy nie złapałam piłki. Do tego potknęłam się przez sznurówkę i upadłam. Nikt nie pomógł mi wstać, za to każdy patrzył i się śmiał. Obrażali mnie.. Wyśmiewali moje słabości.

Ten dzień był okropny.. Wyjątkowo. Wiedziałam jak sobie z tym poradzić. Sprawić, że na chwilę poczuję się lepiej.

Stanęłam na palcach i sięgnęłam do szafki po słodycze. Nawet nie patrzyłam jakie to, chciałam jak najszybciej je zjeść.

Usiadłam na krześle, otwierając pierwsze opakowanie. Wzięłam duży gryz. Słodka czekolada łączyła się z moimi słonymi łzami, ale nie zatrzymywałam się. Zajadałam emocje. Po prostu jadłam..

Gdy po jedzeniu zostały tylko puste papierki czułam się nieco lepiej. Wiedziałam, że potem będę mieć wyrzuty sumienia, ale teraz chciałam tylko zasnąć. Zapomnieć, że żyję.

Weszłam po schodach na piętro. Szłam do swojego pokoju, gdy dostrzegłam otwarte drzwi od łazienki. Zajrzałam do niej i zobaczyłam swojego brata. Pochylał się nad kreską posypaną na umywalce. Zażył narkotyk, po czym na mnie spojrzał. W jego rozszerzonych źrenicach widziałam szaleństwo. Wiedziałam, że powinnam odejść, ale nie byłam w stanie się ruszyć.

-Na co się gapisz? Przeszkadzasz mi, spierdalaj stąd. -rozkazał, lecz nadal stałam w miejscu. Nie potrafiłam wykonać żadnego ruchu, jakbym była sparaliżowana. -Wypierdalaj, tłusta świnio! -wrzasnął.

-N-Nie mogę.. -zaczęłam się jąkać. Podszedł do mnie i mocno złapał mnie za włosy.

-Jesteś tak gruba, że nie możesz łazić?! Znowu się nażarłaś! -odepchnął mnie, a ja uderzyłam plecami o ścianę. Nagle zauważyłam ojca wychodzącego ze swojej sypialni. Stanął i po prostu na to patrzył. -Jesteś obrzydliwa, nie mogę na Ciebie patrzeć! Nie powinnaś w ogóle żyć, jesteś jebanym błędem! -wykrzyczał.

-Tato! -zawołałam zalana łzami. Nie zareagował. Zaczął się śmiać.. Jego śmiech z każdą sekundą stawał się coraz bardziej niski i przerażający.

♡♡♡

Obudziłam się i od razu ściągnęłam z siebie kołdrę. Było mi strasznie gorąco, jakbym płonęła.

Usiadłam i wzięłam głęboki wdech. Poczułam łzy w oczach. Nie dało się z nimi walczyć, po prostu zaczęły spływać mi po policzkach Ten sen był tak realny.. Tak prawdziwy. Znów czułam ten sam strach. Ta bezradność i jego twarz..

Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić godzinę. Zerknęłam na datę i pojęłam, że dziś wypada rocznica jego śmierci. Urodził się i zmarł w tym samym dniu. Zaćpał się w urodziny.. Pamiętam tą chwilę. Był środek nocy, obudził mnie płacz ojca. Wyszłam z pokoju i zobaczyłam jak pochyla się nad jego martwym ciałem. Potrząsał go za ramiona, wrzeszcząc ,, odeszło moje najukochańsze dziecko ". Może i jestem potworem, ale czułam wtedy ulgę. Dla mnie od lat był martwy. Jego serce biło, ale było zimne jak lód. Nie był zdolny do miłości. Niszczył wszystko, co stanęło mu na drodze. W tym mnie i moje dzieciństwo. Szczególnie to..

Wstałam z łóżka, po czym skierowałam się na dół. Jedyne czego chciałam, to wpaść w ramiona Ashtona. Przytulić go i poczuć, że nie jestem sama.

Zeszłam po schodach. Stał w kuchni i robił śniadanie. Nie zdążył nawet na mnie spojrzeć, bo ktoś zapukał do drzwi. Odłożył nóż na blat, a następnie podszedł do nich i je otworzył. To Hope.. Weszła do środka bez żadnego słowa. Zignorowała Ashtona, szybko mnie obejmując.

-Po co tu przylazłaś? Doprowadziłaś ją wczoraj do płaczu. Co Ty jej kurwa powiedziałaś? -gdy ją zobaczył, od razu się zdenerwował.

-A co niby miałam jej powiedzieć? To nie przeze mnie. -puściła mnie i na niego spojrzała.

-To może wyjaśnij dlaczego wróciła sama i zaplakana! Nie mogłem jej uspokoić! -podniósł głos.

-Czemu masz do mnie taki problem?! Zawsze ja, wszystko moja wina! Nic jej nie zrobiłam! -również odpowiedziała mu krzykiem.

-Bo jesteś.. -przerwałam mu. Wtrąciłam się w to. Mam dosyć ich kłótni.

-Po prostu spotkałam ojca, Hope nic nie zrobiła! -wykrzyczałam, tym samym zamykając mu usta. Nie mogę słuchać jak na siebie napierdalają..

-Co? -zapytał zaskoczony. Spojrzał na mnie. Na jego twarzy dostrzegłam szok i przerażenie.

-Hope, zobaczymy się potem. -zasugerowałam jej wyjście.

-Chciałam tylko zobaczyć jak się czujesz.. -westchnęła.

Opuściła mieszkanie i zostawiła nas samych.
Przyszła w trochę złym momencie.. Czasami moglaby uprzedzić.

-Gdzie go widziałaś? -w jego głosie dało się usłyszeć, że jest wystraszony.

-W klubie. Nie bój się, nic Ci nie zrobi.

-Nie boję się o siebie, tylko o Ciebie. -powiedział, a ja zmarszczyłam brwi.

-Przecież to mój tata.. -mruknęłam załamującym się głosem. Nigdy nie podejrzewałam, że będę musiała przed nim uciekać. Wybrałam Ashtona, ale to nie znaczy, że w ogóle o nim nie myślę. Czasami przychodzą momenty, w których za nim tęsknię.

-Właśnie. Chce, żebyś wróciła do domu. Może zabrać Cię tam siłą, albo zrobić cokolwiek, aby nas rozdzielić. Jest zdolny do wszystkiego.. Nie masz nawet pojęcia. -przytulił mnie do siebie.

-Nie chcę wracać.. -przyznałam. Brakuje mi jego osoby, ale nie tamtego miejsca.

-Musisz powiedzieć mi wszystko, co wczoraj się działo. Gdy wróciłaś, nie chciałaś pisnąć ani słowa. Martwiłem się, myślałem, że ktoś zrobił Ci krzywdę.

-Nie pamiętam niczego poza wsiadaniem do taksówki. I poza jednym zdaniem.. ,, Jesteś taka sama jak Twoja matka ". -ciężko było mi to zacytować.

-To nieprawda, nie jesteś taka.. -dotknął moich włosów, a ja wtuliłam się w niego nieco mocniej. A co, jeśli właśnie taka jestem?.. Zostawiłam go. Skrzywdziłam tak samo jak ona. Rozczarowałam..

-Mam same pojebane sny. Boję się zasypiać. Śnił mi się David. Znowu byłam dzieckiem, a on mnie krzywdził. Powiedział, że nie powinnam żyć.

-Jest martwy, już nic Ci nie zrobi.. -zjechał dłonią na moje plecy i zaczął delikatnie jeździć po nich palcami. Uspokajało mnie to.

-Tata stał tam i na to patrzył. Wołałam go, a on tylko się śmiał. To boli, bo w realnym życiu robił to samo.

-Nie zasługiwali na Ciebie. Ani ojciec, ani David. Jesteś za dobra na ten świat.. Nie powinnaś tego przeżywać. Jest mi naprawdę przykro.. Zrobię wszystko, żeby zapewnić Ci lepsze życie. -wyznał, po czym pocałował mnie w czubek głowy. Zamknęłam oczy, pozwalając łzom spłynąć po policzkach.

♡♡♡
Przepraszam, że dzisiaj tak smutno 😭😭
Instagram: wiktoria_salvatore
♡♡♡

You Can Be The Boss 2Where stories live. Discover now