Rozdział 56

814 48 1
                                    

Carmen POV:

Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy tu już trzeci dzień. Czas leci tak szybko.. Jest wspaniale. Cieszę się, że jednak przyjechaliśmy. To była dobra decyzja.

Wzięłam łyka gorącej czekolady, trzymając Ashtona za rękę. Udaliśmy się na spacer. Przybyło sporo śniegu, okolica wygląda pięknie. Spędzimy większość czasu na zewnątrz, pomimo chłodu. Mam wrażenie, że wszystko zaczyna się układać.

Skręciliśmy w uliczkę. W oddali zobaczyłam ogromne lodowisko. Spojrzałam na nie z nostalgią i pewnego rodzaju tęsknotą. Jako dziecko często jeździłam na łyżwach. Uwielbiałam to, ale gdy zmarła moja babcia, nie miałam już z kim tam chodzić. Zawsze robiłyśmy to razem. Porzuciłam pasję, zapomniałam o tym, co kiedyś dawało mi tyle radości..

-Coś się stało? -Ash zauważył moje emocje.

-Lodowisko. W dzieciństwie przychodziłam na nie z babcią. Nie byłam na nim od lat. -odpowiedziałam. Wpatrzyłam się w niego z uśmiechem, bardziej się zbliżając.

-Nie.. Tylko nie ten wzrok.. -wiedział, co się szykuje.

-No prooszę.. -przeciągnęłam. Doskonale wiem, że nie potrafi i nie znosi jeździć na łyżwach. Jako dziecko złamał przez nie nogę i przesiedział w domu całe ferie zimowe.

-Nie ma mowy. -pokiwał głową.

-Dzidzia tego chce, czuję to. Dobry ojciec spełnia zachcianki swojego dziecka. -rozbawiona podałam bezsensowny argument.

-Jesteś w trzecim tygodniu, nie czujesz dosłownie niczego, kłamczucho. -parsknął śmiechem.

-Odmawiasz ciężarnej? -podniosłam brwi.

-Możemy iść, ale nie wejdę na żadne lodowisko.

-Albo razem, albo wcale..

-No to wcale.

-Proszę.. Nie bądź taki. Zgódź się.. Tylko chwilę. -zrobiłam słodkie oczy. Zaczął się łamać, wygrałam.

-Dobra.. -westchnął, a ja pisnęłam ucieszona. Zaczęłam biec, ciągnąc go za rękę. Wybuchł śmiechem, prawie wylewając swoją czekoladę.
-Poczekaj!

-A co, jak się rozmyślisz? -zachichotałam. Zwolniłam, szliśmy tym samym tempem, co wczesniej.

-Jak mógłbym, kiedy tak się cieszysz? Jeszcze mi się tu popłaczesz.

-Prawdopodobnie tak by się stało, targają mną hormony.

-To będzie ciężkie osiem miesięcy.. -zażartował, wzdychając. Objął mnie i pocałował w czubek głowy. Znaleźliśmy się przed lodowiskiem. przez co szybko wypiliśmy resztkę naszych napojów.  Wyrzuciliśmy puste kubki do kosza na śmieci. Chciałam przejść dalej, ale ten mnie zatrzymał.

Starł kciukiem resztkę czekolady z moich  ust. Robiąc to, patrzył na mnie z uśmiechem. Tak, jakbym była ze złota.. Najcenniejsza na świecie. Pocałował mnie. Ten pocałunek przepełniony był czułością, ale i namiętnością.

Po zakończeniu pstryknął mnie w nos, powodując mój chichot.

-Czemu zawsze robisz to w najmniej oczekiwanym momencie? Mógłbyś chociaż uprzedzić.

-Lubię Twoją reakcję, jesteś wtedy urocza.  -odpowiedział, zajmując się kupowaniem biletów wstępu w automacie.

Zaczęłam rozglądać się z uśmiechem. Mnóstwo świateł, śmiechy dzieci i świąteczna muzyka w tle.. Kocham tą atmosferę. Jest zupełnie tak, jak to zapamiętałam. Teraz nawet lepiej.

Przeszliśmy przez bramkę. Weszliśmy do niewielkiej wypożyczalni łyżew. Ta również wyglądała bardzo klimatycznie.

-Nie wierzę, że dałem się na to namówić.. Mam nadzieję, że nie będzie mojego rozmiaru. -powiedział, gdy stanęliśmy w liczącej kilka osób kolejce.

You Can Be The Boss 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz