Rozdział 61

587 42 4
                                    

Carmen POV:

Pochyliłam się nad Ashtonem, aby sprawdzić, czy na pewno zasnął. Wpatrzyłam się w niego ze łzami w oczach. Spokojnie oddychał, zupełnie nieświadomy tego, przez co przechodzę. Mam ochotę zniknąć..

Wstałam z łóżka, po czym skierowałam się prosto do łazienki. Wcześniej jakoś się trzymałam, ale teraz wszystkie moje emocje zgromadziły się. Stały się zbyt ciężkie, nie potrafię ich unieść. To dla mnie za dużo..

Zamknęłam drzwi, biorąc wdech. Pozwoliłam łzom spłynąć. Jestem sama, nie muszę już przed nikim udawać.. Nie muszę już być silna.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Zmęczone, smutne i zranione.. Odwróciłam wzrok. Ten widok mnie nie zadowala.

Usiadłam na podłodze. Podkuliłam nogi, pusto wpatrując się w kafelki. Zaczęłam łkać.. Robiłam to najciszej jak się dało. Pozwoliłam emocjom eksplodować, przestałam trzymać wszystko w sobie.

Myślałam, że jest lepiej.. Naprawdę w to wierzyłam. Przez chwilę byłam szczęśliwa, teraz z powrotem odczuwam strach i niepewność. Wszystko przez te kilka słów, które trafiły w moje serce niczym noże. Może to we mnie jest problem? Może to ze mną jest coś nie tak.. Zostałam skrzywdzona przez wszystkich ludzi, których nazywałam kiedyś przyjaciółmi. Dawałam im troskę i całe swoje serce. I w końcu zostałam sama, żałośnie płacząc na podłodze..

Nagle drzwi otworzyły się, stanął w nich Ashton. Szybko starłam łzy, lecz i tak zdążył je zauważyć.

-Płaczesz? -zmarszczył brwi.

-Nie. -skłamałam, lecz zdradził mnie mój załamujący się głos. Ponownie przetarłam policzki, zakrywajac swoją twarz.

-Co się dzieje, Carmen?.. -zmartwiony uklęknął przede mną. Spojrzał mi w oczy, ale odwróciłam wzrok.

-Nic. Wracaj spać, nie przejmuj się mną.. -wybełkotałam.

-Nie, dopóki nie powiesz mi o co chodzi. -odparł stanowczo.

Spotkał się z ciszą, nie pisnęłam ani słowa.

-Wiedziałem, że to nie był dobry pomysł, abyś poszła z tą.. -nie mógł przypomnieć sobie jej imienia.

-Nazywa się Lily. I nie chodzi o nią, nie zrobiła niczego złego. -szybko ją obroniłam.

-Więc o co? -usiadł obok mnie, ciągle wpatrując się w moją twarz.

-Nieważne..

-Nie ruszę się stąd, możemy siedzieć tu całą noc. -oznajmił, a ja westchnęłam..

-Spotkałam Hope. Udawałam, że jej nie widzę, ale ta specjalnie mnie popchnęła.

-Jak to Cię popchnęła? -przerwał mi.

-Ramieniem.. Chciałam zwyczajnie przejść, a ona mnie zaczepiła. Spadła jej torebka, powiedziała, że.. -nie dokończyłam, bo do oczu napłynęła mi kolejna fala łez. Nie potrafiłam tego wydusić..

-Spokojnie.. -położył mi dłoń na plecach.

-Powiedziała, że kazałaby mi zbierać jej rzeczy, gdybym nie miała w sobie tego potwora. -załkałam.

-Co za szmata.. -pokiwał głową z niedowierzaniem. Nie spodziewał się, że Logan od razu wszystko jej wygada.

-Dodała, że powinnam usunąć ciążę, bo będę najgorszą matką na świecie.. -gdy to powtórzyłam, załamałam się. Zupełnie, jakby to uderzyło we mnie kolejny raz.. Zaczęłam płakać.

-Nie płacz, nie przejmuj się nią.. -szybko zamknął w swoich silnych ramionach. Wtuliłam się w niego, uwalniając wszystko, co w sobie trzymałam.

You Can Be The Boss 2Where stories live. Discover now