Ból

10K 98 91
                                    

Jezu, znów te turbulencje.

Zatrzęsła się podłoga, a z nią ja, która szłam do łazienki. Straciłam równowagę i poczułam, że upadam. Moja owa równowaga gdzieś się zapodziała. Znajdź się, kurwa, teraz.

Miałam wrażenie, że podczas upadania przed moimi oczami przebiegło całe moje życie. Chyba tak było, bo tak z nikąd nie przypomniałyby mi się kłótnie z bliźniakami. Dziwne. 

Upadłam oczywiście w możliwie najgorszy sposób, ponieważ wszystko, co było najlepsze, należało się, niestety, mnie. Chyba stłukłam jakiś wazon, czy przewróciłam stolik. Poczułam coś ostrego przy swojej potylicy. No i domyśliłam się, że nie obędzie się bez paskudnej rany. Świetnie.

Syknęłam z bólu. Tylko ja mogłam mieć takie szczęście.

- Hailie?! - usłyszałam przerażony krzyk Adriena, który wybiegł z jadalni. Musiał usłyszeć ten łomot. Stał wystraszony kilka metrów ode mnie, leżącej w dziwny sposób na podłodze. Podpierałam się ramionami, żeby nie oprzeć się na ranie. - Boże, co ci się stało? 

Przysunął się tak, aby między nami odległość można było liczyć w centymetrach. Przyłożył dłoń do mojej i odsunął ją od głowy. Zrobił to oczywiście bardzo delikatnie, co było adekwatne do sytuacji, bo nie wiem, czy gdzieś indziej również się nie skaleczyłam. Spojrzałam mu głęboko w oczy, lekko wystraszona. 

- Turbulencje, hm? - spytał, odchylając powoli moją głowę od pobliskiej ściany. Ah, jak cudownie byłoby i w nią przypierdolić. Wyglądał na strasznie zmartwionego, co bardziej mnie zaniepokoiło. Dotknął rany opuszkiem palca, na co automatycznie jęknęłam z bólu. 

- Poczekaj, perełko, poczekaj - powiedział. Pospiesznie wstał i zniknął w holu, biegnąc. Prawie się wykoleił na zakręcie, na co lekko się zaśmiałam. - Bardzo śmieszne!- usłyszałam z głębi korytarza. - Nie ruszaj się.

No śmieszne to było, muszę przyznać.

Już z apteczką w ręce podbiegł do mnie i szybko ją otworzył. Wyrzucił całą jej zawartość na ziemię. Znalazł jakąś wodę utlenioną, a chwilę potem gazik i plaster.

- Adrien Santan pielęgniarz - zaśmiałam się, dmuchając we włosy, które rzuciły mi się na oczy. 

- Śmieszne, bardzo - zaśmiał się sam. Odgarnął kosmyki z moich oczu i założył mi je za prawe ucho, uśmiechając się nieznacznie. W jego oczach było widać obawę. Nie miałam zamiaru uczyć się czytania z gałek ocznych, ale dzięki temu mężczyźnie już dawno to zrobiłam. Usiadł z mego boku, biorąc ze sobą wszystkie wyciągnięte z apteczki rzeczy. Kątem oka zauważyłam, jak mruży oczy. Zmoczył wodą utlenioną gazik, po czym delikatnie przyłożył mi go do rany.

 Nie płacz, Hailie, to przecież nie boli.

 Boli. Gówno prawda.

- Nie jest źle. Ale się wystraszyłem - wyszeptał, oglądając ponownie zranione miejsce na mojej głowie, po czym znów przyłożył wacik,  na co syknęłam z bólu. - Boli? - spytał, wyraźnie zmartwiony moimi słowami. 

Skinęłam głową, na co on przysunął się oraz dał mi słodkiego buziaka w czoło. - Boli jeszcze?

Już nie boli.

Trochę boli.

Dobra, boli.

- Troszeczkę... ale tak trochę - odpowiedziałam, robiąc słodkie oczy. Zaśmiał się w sposób, jaki najbardziej uwielbiałam. Przybliżył się ponownie i tym razem pocałunek, długi i namiętny, złożył na moich ustach. - Już nie może cię boleć, kwiatuszku - stwierdził, odsuwając się od mojej twarzy.

No dobra, jeszcze bolało. Przeżyję bez jego ust.

Założył mi ostrożnie plaster, po czym głęboko spojrzał mi w oczy. 

- Jesteśmy już niedaleko, skarbie - oznajmił. - Mam nadzieję, że ci się spodoba.


Oczywiście, że mi się spodoba.

Nawet plaża dla nudystów nie byłaby złym pomysłem. 

Mogłabym popatrzeć trochę na jego dolną część ciała. Hehe.


Adrien Santan & Hailie Monet (18+)Where stories live. Discover now