Róż

6.9K 69 17
                                    

Lekko przesunęłam się w jego ramionach, aby usadowić się w nich wygodniej. Byłam ciekawa jego wyboru. Były ciepłe, lekko wciąż trzęsące się od dreszczu emocji, jakim przyprawiłam naszą dwójkę zaledwie minuty temu. A jego, teraz pognieciona, ciemna koszula pachniała tymi drogimi perfumami, które uwielbiałam.

- Widzisz, na początku nie byłem pewien, czy powinienem robić taki krok w stosunku do ciebie. Nie wiedziałaś wtedy, co zacząłem do ciebie odczuwać, sam nawet nie byłem tego pewien - zaczął wypowiedź Adrien, głaskając mnie spokojnie po włosach i plecach. Mówił takim spokojnym tonem, jakby nie chciał mnie jakoś wystraszyć czy znów rozhisteryzować. 

Zaśmiał się cicho. - Nawet wtedy gdy przyjechałem do kliniki nie wiedziałem, czy wejść czy w ogóle odjechać. Pamiętasz, jak zapukałem do drzwi pokoju, w którym byłaś?

Pokiwałam głową z niemałym zaciekawieniem.

- Gdy tylko zapukałem, i to pod presją twoich siedzących przed nim braci, chciałem nawet uciec. Chyba był tam Tony i Shane, nie pamiętam. 

Zaśmiałam się. To prawda, trochę się go wtedy obawiałam, ale w końcu wyszło jak wyszło. I się z tego jakże niezmiernie cieszę. 

- Gdy wszedłem i zobaczyłem cię tam, na łóżku, pół żywą i bladą, przeszły po mnie dreszcze i chciałem wyjść. Nie mogłem na ciebie patrzeć, ze względu na mój stan emocjonalny w jakim byłem po tym wydarzeniu. Nawet sobie nie wyobrażasz, perełko, jak słabo mi się zrobiło gdy dowiedziałem się o tym, co ci zrobili. Pamiętam ten chwilowy atak paniki. Nie chciałem cię stracić. Nie mogłem, póki nie oznajmiłem ci, co do ciebie czuję.

Przeszły mnie małe ciarki na wzmiankę tego, co stało się na przyjęciu zaręczynowym Vinca i tej suki Grace. Do moich uszu dochodziły te krzyki Dylana, gdy wyjęłam sobie ten nóż... Boże, nigdy więcej. Nie.

- Naprawdę..? - spytałam lekko zszokowana jego relacją.

- Tak, kwiatuszku - pogłaskał mnie kojąco po dole moich pleców i pocałował mnie w czubek głowy, na co w moim brzuchu pojawiły się jak zawsze wtedy motylki. Uśmiechnęłam się, lekko wciąż zagubiona w tej sytuacji. On się mną martwił... nie do pomyślenia. - I w dodatku tego wszystkiego, gdy siedziałem przy twoim łóżku, wtedy w klinice, chciałem cię dotknąć. Uspokoić, dodać otuchy, okazać wsparcie. Ale gdy usłyszałem, że prawie cię tam zgwałcono, nie próbowałem. Bałem się...

Przytuliłam się do niego mocniej. Nawet nie chciałam myśleć o tym, co tam zaszło. Dość emocji na jeden dzień, całe życie też.

Odwzajemnił mój uścisk, lekko się uśmiechając.

- Różowe stokrotki... więc tak, kochanie. Pomyślałem, że możesz poczuć się wtedy wyjątkowo, ale zarazem też może zauważysz, że to ja dostrzegłem... jaka jesteś niesamowita, silna, piękna... i zapragnąłem cię w tamtej chwili jeszcze bardziej. Taka kobieta to skarb... - ucałował moje czoło, zaśmiał się cicho gdy zobaczył moje zarumienione od tych komplementów policzki. - Różowe, bo takie jak ty. Piękne, oraz wyjątkowe.


Wow.

To mi się ciepło zrobiło..

Adrien Santan & Hailie Monet (18+)Where stories live. Discover now