Rozdział 4

5.6K 297 79
                                    

Czasami zastanawiałam się, czemu nie pamiętamy wszystkich snów. Rzadko cokolwiek mi się śniło i na dodatek jeszcze to zapominałam. Myślałam, że to bezsensu. Jednak później zdałam sobie sprawę, że sny są jak życie. Pamiętamy tylko te chwile, które wywołały największe emocje, a reszta z czasem ulegała zatarciu. Tak samo było w życiu. Nosimy w pamięci to, co miało dla nas największe znaczenie.

Właśnie dlatego nigdy nie zapomnę dnia, w którym zostałam uprowadzona ani tego, co się z tym wiązało – poznaniem potwora o szlachetnym sercu.

***
           
Ktoś tak energicznie potrząsał moimi ramionami, że nie potrafiłam tego zignorować. Czułam, że powoli wracam do rzeczywistości i momentalnie zalała mnie fala bólu. Sapnęłam, natychmiast unosząc powieki.
           
– O, Boże. Ty żyjesz.
           
Odwróciłam głowę w stronę głosu. W ciemnościach ledwo widziałam, więc zmrużyłam oczy i zaraz rozpoznałam znajomą twarz z plakatów rozwieszonych na szkolnych korytarzach. Co się stało? Dlaczego Abigail przyglądała mi się z przerażeniem? I gdzie ja, do cholery, się znalazłam, skoro przebywałam z zaginioną dziewczyną?
           
Chciałam coś powiedzieć, ale od razu zaniosłam się kaszlem. Igły bólu wbiły się w moje ciało, wyciskając z oczu łzy. Po chwili się uspokoiłam i z trudem nabrałam powietrza. Coś ciepłego spłynęło mi z kącika ust.
           
– Krwawisz – powiedziała cicho Abby. – Jeden z nich chyba połamał ci żebra.
           
Spojrzałam na nią totalnie zdezorientowana, sądząc, że głupio żartuje, jednak zaraz powróciły do mnie wspomnienia. Zakrztusiłam się własnym oddechem, zdając sobie sprawę, że zostałyśmy porwane.
           
– Próbowałam ci pomóc, ale nie wiedziałam jak. – Potrząsnęła głową, wyraźnie zdenerwowana. – Obudziłam się niedawno. Zamknęli nas tutaj i zostawili.
           
Starałam się nie dać opanować rosnącej we wnętrzu panice i mimo bólu, zdołałam wydusić:
           
– Gdzie... jesteśmy?
           
Abigail przełknęła z trudem.
           
– W lochu.
           
Przerażenie wpełzło do moich żył i ścisnęło klatkę piersiową. Nie tak wyobrażałam sobie swoją śmierć. Chciałam się uspokoić, więc zaczęłam miarowo, lecz płytko, oddychać, jednak zaraz przestałam, nasłuchując czegoś, co wydawało mi się krokami.
           
– Przynieśli tutaj nowe stokrotki.
           
Moje serce zagalopowało jak szalone. Miałam rację. Ktoś się zbliżał. Czy byli to nasi oprawcy z lasu?
           
– Co prawda, są trochę brudne, ale mimo krwi i potu, pachną niezwykle smakowicie, sam zaraz poczujesz.
           
Abby zaczęła płakać, a ja resztkami sił powstrzymałam szloch. Nie rozpoznawałam tego głosu, co oznaczało, że w nasze porwanie było zamieszane więcej osób.
          
– Tak, masz rację – odezwał się drugi mężczyzna. – Smakowite kąski.
           
O Boże... Czy to byli kanibale? Czy naprawdę porwali nas kanibale?
           
Podskoczyłam, gdy coś uderzyło w kraty, a Abigail zerwała się na równe nogi.
           
– Jedzenie – oznajmił jeden z nowoprzybyłych.
           
Kątek oka zobaczyłam, jak Abby chwiejnym krokiem rusza do przodu.
           
– Cześć, stokrotko. Potrzebujesz czegoś?
           
– Ona... – Odchrząknęła, gdy jej głos się załamał. – Ona potrzebuje pomocy. Chyba... Chyba umiera.
           
Abby musiała mówić prawdę. Im więcej czasu mijało, tym gorzej się czułam. Nie wiedziałam, czy ciemność, którą widzę, to mrok panujący w lochu, czy może zaczynałam już odpływać. I wydawało mi się, że mężczyźni zaczęli porozumiewać się między sobą jakimś dziwnym językiem, który przypominał syk węża.
           
Naprawdę musiałam umierać.
           
– Pomoc już idzie, stokrotko. Nie martw się.
           
Chyba znów na chwilę odzyskałam jasność umysłu. Usłyszałam kroki i ponownie ujrzałam nad sobą zmartwioną twarz Abigail.
           
– Wytrzymaj jeszcze chwilę.
           
Wydawało mi się, że udało mi się skinąć głową, ale nie byłam pewna, bo bardziej skupiłam się na niepokojąco brzmiącym bulgotaniu w mojej piersi.
           
– Chodzisz ze Stevenem na historię, prawda? – spytała. – Jesteś Souline?

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now