Rozdział 38

5.1K 296 187
                                    

Ames trzymał mnie w ramionach. Otarłam łzy wierzchem dłoni i rozejrzałam się dookoła. Znaleźliśmy się w miasteczku, ale na pewno nie było to Calvyrie. Nie widziałam tu ani grama złota. Zwykłe chodniki wykonano z kamieni połączonych z ziemią. Domy zbudowano z ciemnego kamienia i drewna, a dachy nie świeciły się w słońcu, które wisiało coraz niżej na niebie. Wyglądem przypominały strzechę.

– Gdzie jesteśmy? – zapytałam, patrząc na niego oniemiała.

Ames westchnął głęboko i zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się, czy powiedzieć mi prawdę.

– W Sivacaelum – odpowiedział po dłuższej chwili.

Zaczął iść.

– Mogę chodzić – odezwałam się, próbując wyplątać się z jego ramion, lecz on tylko wzmocnił uścisk.

– Nie masz butów.

– Nie możesz ich wyczarować czy coś?

Parsknął.

– Nie. Nie można tutaj używać magii.

– Dlaczego?

Ames patrzył przed siebie.

– Ponieważ ukryłem to małe miasteczko przed wszystkimi w Podziemiu. Gdyby ktokolwiek tutaj użył magii, całe moje trudy zdałyby się na nic, a jego istnienie wyszłoby na jaw.

– Nie jesteśmy w Podziemiu?

– Chciałaś wrócić na Powierzchnię.

Jasny gwint.

– Czekaj... Czyli mówisz, że jesteśmy na Powierzchni w miasteczku jaszczurów?

– I szaraków.

– Czy nasze powietrze przypadkiem was nie zabija?

– Jaszczury z mocą powietrza stworzyły kopułę nad miastem z pasującym dla nas powietrzem.

Głowa zaczęła mi pulsować.

– Jakim cudem żaden człowiek o tym nie wie?

– Ukryłem je również przed ludźmi.

Okej, wow.

Moją uwagę zwrócił gwałtowny ruch w uliczce. W naszą stronę biegł mężczyzna, wymachując... Zmrużyłam oczy. Wymachiwał butami.

– Wasza Wysokość – wysapał zdyszany, kłaniając się. – Przybyłem najszybciej jak mogłem. – Położył na ziemi wysokie, skórzane buty z grubą podeszwą. – Najlepsze jakie znalazłem w danym rozmiarze. Gdybym miał więcej czasu...

– Dziękuję, Linusie – przerwał mu Ames i postawił mnie na chodniku. Uklęknął, złapał mnie za łydkę, unosząc mi nogę, a ja złapałam się jego ramienia dla utrzymania równowagi. Otrzepał skarpetkę i założył mi buta. Powtórzył czynność na drugiej nodze, po czym wstał i uśmiechnął się lekko.

Serce fiknęło mi koziołka.

Nie sądziłam, że Ames był zdolny do takiego zachowania.

Mężczyzna wycofał się i zaczął odchodzić, a ja spojrzałam na Amesa. Jasne włosy opadały mu na czoło. Miał na sobie czarną, welurową marynarkę, zapinaną na kryształowe guziki i czarne spodnie. Na ramionach widniały złote ozdoby. Dłonie wypełnił biżuterią, a sygnet z literą „A" mienił się słońcu. Wyglądał królewsko jak zawsze, ale odnosiłam wrażenie, że był spięty.

Otrząsnęłam się. Byłam na Powierzchni. A to oznaczało, że znalazłam się najbliżej domu niż kiedykolwiek w Podziemiu.

– Jak daleko jest mój dom? – spytałam drżącym głosem.

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now