Rozdział 22

4.7K 278 100
                                    

Ktoś dotykał mojego uda. Zerwałam się z krzykiem i zaraz jęknęłam, gdy poczułam ból przyszywający nogę.

– Przepraszam! – dobył się głos z prawej. Na łóżku siedziała Minevra z rękami wypełnionymi bandażami i jakąś mazią w słoiczku. – Nie chciałam cię wystraszyć. Próbowałam tylko zobaczyć ranę. – Wskazała na moją nogę, a do mnie powrócił cały ból razem ze wspomnieniami wczorajszego dnia.

– Jasny gwint, jak to boli – wydusiłam, łapiąc się za udo.

– Połóż się. – Poklepała miejsce przed sobą.

Doczłapałam się do łóżka i przysunęłam nogę w jej stronę. Dopiero teraz zauważyłam, że ktoś pozbył się moich spodni. Zerknęłam na ranę i od razu odwróciłam wzrok. Nie wyglądało tak źle jak wczoraj, ale w udzie nadal widniały cztery dziury, więc skupiłam się na Minevrze. Słońce oświetlało jej twarz. Wyglądała na wykończoną, miała cienie pod oczami i włosy w nieładzie, a malachitowa sukienka została przybrudzona krwią.

– Nieźle cię urządziła – mruknęła uzdrowicielka, oglądając ranę. – Muszę zrekonstruować mięśnie. – Spojrzała mi w oczy, a mnie ścisnęło w dołku. – Będzie trochę bolało, ale postaram się to zrobić szybko.

Skinęłam głową niezdolna wypowiedzieć żadnych słów. Oczy Minevry zalśniły złotem, więc spięłam mięśnie w oczekiwaniu na ból, ale gdy poczułam ogień w udzie, nie mogłam powstrzymać ochrypłego okrzyku. Przez zamknięte powieki przebijała się bursztynowa poświata, a z wysiłku pot skroplił mi czoło. Miałam wrażenie, że uleczanie trwa w nieskończoność i kiedy się skończyło, z radością przywitałam ulgę od bólu.

Spojrzałam na udo. Wyglądało, jakby przed chwilą wcale nie ziały w nim cztery dziury.

– Dziękuję – wychrypiałam.

– Polecam się na przyszłość – powiedziała, uśmiechając się słabo, po czym opadła na łóżko. – Pozwolisz, że trochę odpocznę.

– Oczywiście – odparłam pospiesznie. Chociaż tyle mogłam zrobić, żeby odwdzięczyć się za wszelką pomoc, jakiej mi udzieliła. – Jak babcia Amesa?

Ręka Minevry wystrzeliła do przodu i zakryła mi usta. Uzdrowicielka rozejrzała się dookoła, przestraszona.

– Nie możesz tak mówić! – syknęła.

Zmarszczyłam brwi zdziwiona.

– Jest Mistrzynią Mądrości!

– Nie dla mnie – wymamrotałam w jej dłoń.

– Souline! – Uniosła się, ale zabrała rękę.

– Przecież mnie nie usłyszy – szepnęłam.

Jeszcze raz się obejrzała, ale odpuściła.

– Przypadkiem nie mów tak o niej przy innych, ani, na cały wszechświat, przy niej. – Aż zadrżała.

– Już kilka razy słyszałam, żeby ktoś z was mówił „na cały wszechświat". O co z tym chodzi?

– Och, to takie nasze powiedzonko. – Wzruszyła ramionami – W waszym świecie wyznajecie Boga, my wyznajemy i wierzymy w moc wszechświata.

– Rozumiem. – Pokiwałam głową.

– Mistrzyni Mądrości nie czuje się zbyt dobrze – odpowiedziała na wcześniejsze pytanie. – Myśleliśmy, że umrze, ale trucizna nie jest tak silna, żeby rozerwać serce. Mistrzyni jednak pozostaje nieprzytomna i walczy z toksyną. Tylko dwa razy w historii trucizna kogoś zabiła, ale zawsze pozostaje niepewność i strach.

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz