Rozdział 8

4.7K 275 45
                                    

Zakrztusiłam się.
           
– Czym...? Czym jesteście?
           
– Powiedzmy, że jesteśmy czymś na kształt przerośniętych jaszczurek. – Przekrzywił głowę i uśmiechnął się złowieszczo.

Mimowolnie cofnęłam się o dwa kroki, a mandarynka wyślizgnęła mi się z ręki. Nie daj poznać, że się boisz, upomniałam się w myślach, ale moje serce i tak biło jak oszalałe. Nie miałam pojęcia, o czym mówił. Jakie przerośnięte jaszczurki? Byli na sterydach? Czy to żart?

– To nie żart, Souline – odezwał się.

Powiedziałam to na głos?

– Nie – mruknął król. – Pytaj dalej, kończy mi się cierpliwość.

Nie mogłam skupić się na konkretnej myśli. Oddychałam szybko ze strachu i nie potrafiłam uspokoić serca. O co mogłam zapytać? Co pomogłoby mi zrozumieć, dlaczego mnie tutaj trzymali?

Musiałam się stąd wydostać, musiałam...

– Po co jestem potrzebna twojej siostrze? – wyrzuciłam z siebie.

– Musi zaczerpnąć od ciebie trochę energii. Piętnaście lat temu Ignatia uległa małemu wypadkowi i czasami musi żywić się energią, żeby zachować zdrowie.

Cofnęłam się jeszcze o dwa kroki. Jego odpowiedź bardzo, ale to bardzo, mi się nie podobała.

– Na Abigail też się pożywiła? – wykrztusiłam, kompletnie poddając się przerażeniu.

Skinął głową, a przeze mnie przepłynęła kolejna fala strachu. Nogi mi zmiękły, a świat zawirował. Próbowałam się uspokoić, biorąc głębokie wdechy.

– Mówiła, że to bolało – wyszeptałam, trzęsąc ze strachu.
           
– To normalne. Nie żywimy się zwykłą energią. Czerpiemy ją z ludzkiego strachu, cierpienia, upokorzenia, a nawet z pożądania. Najwidoczniej moja siostra musiała wybrać ból. Najłatwiej go wywołać, razem ze strachem. – Wzruszył ramionami. – Na przykład teraz. Boisz się i z łatwością mógłbym się tobą pożywić.
           
Pokonał dzielącą nas odległość, a ja się nie ruszyłam. Nie potrafiłam. Całkowicie znieruchomiałam.
            
– Nie wierzę ci.
           
Pochylił się i szepnął mi do ucha:
           
– Nie musisz. Zaraz przekonasz się, że to wszystko prawda.
           
Wzdrygnęłam się, gdy ciepły oddech owionął mój policzek. Król odsunął się, przyjrzał mi się i znów ruszył korytarzem. Jakaś niewidzialna siła zmusiła mnie do podążania za nim. Chciałam się odwrócić i pobiec jak najdalej, lecz moje ciało się zbuntowało i nie chciało wykonywać poleceń. Poczułam zupełnie nową falę strachu. Nie mogłam nawet podnieść ręki. Z trudem powstrzymywałam łzy, idąc za potworem i walcząc o ponowne panowanie nad ciałem.

– Nie martw się za bardzo – powiedział. – Nie będziesz nic z tego pamiętać.
           
Strach, strach, strach. Czy poczuję w końcu coś innego?
           
– Co... Co masz na myśli? – wykrztusiłam i odgarnęłam włosy z czoła. Prawie zapłakałam z ulgi, kiedy zrozumiałam, że znowu mogłam się swobodnie poruszać.
           
– Wymażę ci wspomnienia z pobytu tutaj. Wrócisz do domu, jakby nic się nigdy nie wydarzyło.
           
To był sen. To musiał być sen, bo rzeczywistość tak nie wyglądała.
           
– Po co? – zapytałam, śmiejąc się gorzko. – Po co tyle zachodu? Mógłbyś mnie po prostu zabić.

Absurd tej sytuacji mnie przerastał. Przerośnięte jaszczurki? Wymazywanie pamięci? To nie mogła być prawda.
           
– Nie jestem żądny krwi. Pożyczam ludzi na kilka dni i oddaję. Człowiek zawsze urozmaici nam trochę czas.

Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo.
           
– Zastanawiam się... – odezwał się, przyglądając mi się uważnie. – Czemu tak trudno ci w to uwierzyć? Widziałaś naszą szybkość, czułaś siłę i doznałaś cudu w postaci uzdrowienia. Czy coś takiego mógł zrobić człowiek?

Nie, nie mógł. Dlatego to było tak bardzo szalone. Nie różnił się z wyglądu od człowieka. Nie posiadał ogona czy łuskowatej skóry. Był szurnięty, to na pewno, ale nie mógł być jaszczurką. Widziałabym to.
           
– Nie wyglądacie jak przerośnięte jaszczurki – oznajmiłam.

Król zaśmiał się.

– Przy ludziach używamy iluzji i nie chodzimy na co dzień w prawdziwej formie. Przyzwyczailiśmy się do ludzkiej.

Kręciło mi się w głowie. Nie miałam zielonego pojęcia, o czym mówił.

– Chcę już wrócić – wyszeptałam łamiącym się głosem. Niech wymaże mi pamięć, cokolwiek, tylko żebym wróciła do domu i zapomniała o pobycie tutaj.

– Wrócisz, ale jeszcze nie teraz. Już prawie dochodzimy.

– Gdzie? – spytałam spanikowana.

– Do komnat mojej siostry.

Zatrzymałam się.

– Nie.

– Tak.

– Nie – powtórzyłam i zacisnęłam dłonie w pięści.

Zaśmiał się.

– Elias pokazywał mi, że nie poddajesz się bez walki. Niesamowite.

– Nigdzie z tobą nie pójdę. – Chciałam brzmieć groźnie, lecz wyszedł ze mnie jedynie żałosny pisk.

– Albo pójdziesz po dobroci i zrobimy to szybko, albo będę musiał cię zmusić. Tak czy siak nie unikniesz karmienia, więc bezsensu się opierać, nie sądzisz?

Oczywiście, że tak nie sądziłam, więc odnajdując nadzieję i modląc się o szczęście, odwróciłam się i puściłam się biegiem. Król za mną nie ruszył. Może pozwolił mi uciec?

Nie, jednak nie. Gdy tylko skręciłam za róg, wyrosło przede mną wielkie cielsko. Próbowałam wyhamować, ale i tak na niego wpadłam. Już nawet nie próbowałam się szarpać. Wiedziałam, co będzie dalej. Zarzuci mnie na ramię, unieruchomi i zaniesie do siostry.

– Jednak wybrałaś drugą opcję – odezwał się, z lekkością przerzucając mnie przez ramię.

Nie odpowiedziałam, tylko zadrżałam, zwisając głową w dół. Musiałam wymyślić coś lepszego niż ucieczki.

– Abigail była dużo słabsza od ciebie i przeżyła, więc ty też powinnaś. Człowiek rzadko umiera przy pożywieniu, o ile pobierając energię, ktoś się pilnuje.

– Czyli jednak mogę umrzeć – stwierdziłam z uczuciem otępienia.

– Zawsze istnieje jakieś prawdopodobieństwo.

W gardle urosła mi gula. Mogłam tego nie przeżyć. Możliwe, że już nigdy nie zobaczę rodziców i brata. Nie zjem jagodowych babeczek z Laelią w ulubionej cukierni. Nie będę piec i nigdy nie zobaczę wschodu słońca.

Król praktycznie wbiegł po schodach, przez co moje żebra boleśnie obiły się o jego twarde ramię. Stęknęłam.

– Czemu cały czas mówisz na mnie król?

Zmarszczyłam brwi.
           
– Nic przecież...
           
– Na imię mam Ames – przerwał mi. – I tak masz na mnie mówić.
           
Cóż, to było dziwne. W sumie jak wszystko tutaj.
           
Król, a raczej Ames, zwolnił i otworzył drzwi. Z jasnego korytarza przeszliśmy do ciemnego pomieszczenia. Potwór zdjął rękę z moich ud i powoli zsunęłam się na ziemię. Ktoś zapalił światło, więc zmrużyłam oczy, przyglądając się otoczeniu. Znaleźliśmy się w pokoju z czerwonymi ścianami i czarnym łóżkiem z baldachimem z przykryciem w barwie krwi. Zaschło mi w gardle. Naprawdę nie podobał mi się ten wystrój, a jeszcze bardziej nie spodobał mi się kobiecy głos, który zaraz usłyszałam.
           
– W końcu jesteście.

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now