Rozdział 7

5K 295 57
                                    

Otworzyłam oczy i przez rażące światło zaraz je zamknęłam. Zamrugałam kilka razy, przyzwyczajając się do jasności.

– Długo spałaś.

Głęboki głos sprawił, że podskoczyłam i krzyknęłam. Z szaleńczo bijącym w piersi sercem rozejrzałam się po pokoju, a mój wzrok spoczął na osobie, której nigdy więcej nie chciałam zobaczyć. Król siedział na krześle ze stopami ułożonymi na szklanym stoliku. Rozczochrane włosy opadały mu na czoło, a nikły uśmieszek błąkał się na ustach.

– Mamy już południe w niedzielę – oznajmił, strzepując niewidzialny kurz z idealnie dopasowanej, haftowanej złotą nicią kamizelki w kolorze obsydianu.

Król, niedziela... Ścisnęłam kołdrę w pięści, przypominając sobie wszystko, co się wydarzyło.

– Co się stało? – wychrypiałam. – Co z niedźwiedziem?

– Nic mu nie jest, dziękuję, że pytasz. – W jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia. Nabijał się ze mnie. Świetnie.

– Czemu mnie zaatakował? – spytałam. – I gdzie ja jestem? Co się stało?

– Nie zaatakował – poprawił król. – Chciał się tylko pobawić.

Chyba śniłam.

– Jesteś w komnacie – kontynuował. – A co się stało? W sumie to nic. Po prostu zemdlałaś. – Wzruszył ramionami, nadal rozbawiony.

Patrząc na jego niezwykle dobry humor, poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Co cię tak bawi? – warknęłam.

– Ty.

Miałam. Serdecznie. Dość.

– Czemu? – wycedziłam, ledwo nad sobą panując.

– Bo żaden człowiek nigdy się tak do mnie nie odzywał. To równie zabawne, co interesujące.

Serce zatrzymało mi się w piersi, kiedy naprawdę dotarło do mnie, z kim rozmawiałam. Morderca. Wczoraj zamordował cztery osoby i nie wiadomo, co zrobił ze zdrajcami. Wątpiłam, żeby tylko zamknął ich w lochach.

Mały uśmieszek zniknął, a król spoważniał. Przełknęłam ślinę. Znajdowałam się sam na sam z mordercą. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu broni, nie myśląc nawet o ucieczce. Jeśli porusza się tak szybko, jak zapamiętałam, nie dotarłabym nawet do drzwi.

Pokój przypominał ten, w którym Minevra szykowała mnie na ucztę, jednak ten tutaj mienił się kolorami złota, bieli i grafitu. Białe ściany ozdobiono sztukaterią, na suficie wisiał kryształowy żyrandol, a naprzeciwko ustawiono stolik i grafitowe kanapy z fotelami obite aksamitnym materiałem.

Skanując pomieszczenie, nie zauważyłam niczego, czym mogłabym się bronić, więc stwierdziłam, że najbezpieczniej będzie zostać w łóżku i dowiedzieć się, gdzie, do cholery, się znalazłam. Nie wiedziałam jednak od czego zacząć. Strach skutecznie utrudniał mi skupienie się, a świdrujący wzrok króla przyprawiał o dreszcze.

Ale pamiętałam, co mówił wczoraj na uczcie i zamierzałam to wykorzystać. Miałam pytania, mnóstwo pytań, a on obiecał, że na nie odpowie.

– Co miałeś na myśli, mówiąc, że twoja siostra potrzebuje mnie dla energii? – zapytałam, a mój głos nie zabrzmiał tak pewnie, jakbym tego chciała.

Król przyjrzał mi się bardzo uważnie.

– Przejdźmy się – powiedział.

– Słucham?

– Przejdźmy się – powtórzył, tym razem wolniej.

Zamrugałam.

– Odpowiem na twoje pytania, jeśli pójdziemy na spacer. Więc powtórzę po raz kolejny – przejdźmy się.

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz