Rozdział 12

4.2K 209 105
                                    

Zrobiłam to.

Naprawdę wbiłam patyk w jego szyję.

Nie spudłowałam.

Gorąca krew trysnęła mi na dłoń, gdy wyszarpnęłam badyl. Wzięłam dwa chwiejne kroki w tył. Ames spojrzał na mnie, a na jego twarzy malował szok i dezorientacja. Próbował wstać, lecz kolana ugięły się pod nim i z tępym uderzeniem spotkały się z posadzką. Otworzył usta, lecz krew zabulgotała mu w gardle, uniemożliwiając mówienie. Karminowa ciecz lała się po szyi, zalewając białą koszulę.

Król wyciągnął do mnie rękę, jakby chciał, żebym mu pomogła.

Odwróciłam wzrok, nie mogąc patrzeć na jego śmierć. Łza stoczyła się po moim policzku, kiedy zrozumiałam, że przyczyną jego ostatniego oddechu stałam się ja. Mój żołądek skręcił się, powodując mdłości, gdy ponownie usłyszałam, jak król dławi się krwią. Oprócz tego otaczała nas potulna cisza.

Do czasu.

– Wasza wysokość?

Gwałtownie zwróciłam głowę w stronę, z której dobiegał głos. Kroki nieznajomego głucho odbijały się od ścian. Zaschło mi w ustach.

Nieznany mi strażnik wyłonił się zza rogu i w ułamku sekundy znalazł się przy królu. Stałam jak sparaliżowana, patrząc, jak próbuje zatamować krwawienie.

– Będzie dobrze, Wasza Wysokość. Uzdrowiciele są już w drodze.

Poczułam, jak przeszywa mnie błyskawica. On pomagał Amesowi. A jeśli nie chciał, żeby umarł, oznaczało to, że nie nienawidził go, a to z kolei znaczyło, że miałam przerąbane. Usłyszałam kolejne kroki i do kuchni wpadło dwóch strażników.

Nie myślałam, po prostu puściłam się biegiem przez tylne drzwi.

– Na co czekacie?! – Usłyszałam za sobą. – Łapcie ją!

Przyspieszyłam, skręcając w korytarz za korytarzem i biegłam do utraty tchu, aż marmurowe ściany zamienił się w ziemię. Przez cały czas słyszałam za sobą krzyki, żebym się zatrzymała, ale puszczałam je mimo uszu. Nie mogłam ich posłuchać. Musiałam uciec, jeśli chciałam żyć. Gdybym dała się pojmać, to Ames, o ile jeszcze żył, zabiłby mnie.

W pewnym momencie jeden ze strażników stanął mi na drodze, ale w ostatniej chwili zrobiłam unik. Wydawało mi się to niezwykle dziwne, że jeszcze mnie nie złapano. Przecież byli szybsi, już dawno powinnam zostać zatrzymana. Przez głowę przemknęło mi, że próbowali zapędzić mnie w pułapkę, jednak kierowana koszmarnym przerażeniem, biegłam dalej, w niewiadome. Skręciłam w kolejny ziemisty korytarz i zamarłam, gdy usłyszałam wyjątkowo dobitny krzyk:

– Nie!

Poczułam uderzenie chłodu i wilgoci, a kroki za mną ustały. Z mocno bijącym sercem odwróciłam się i ujrzałam dwóch strażników w niedalekiej odległości. Jeden z nich wyglądał na przerażonego, zaś drugi wydawał się zadowolony.

Zmrużyłam oczy, żeby dokładniej przyjrzeć się ich twarzom i zesztywniałam, rozpoznając jednego z mężczyzn.

Uilleam.

– Dlaczego przestaliście mnie gonić? – zapytałam, całkiem zdezorientowana.

Pierwszy strażnik się zmieszał, a Uilleam uśmiechnął się i powiedział:

– Zgadnij, gdzie się znalazłaś.

Na początku nie wiedziałam, o co mu chodziło. Zaczęłam iść, lecz zaledwie dwa kroki od nich zostałam zatrzymana przez niewidzialną ścianę.

I wtedy do mnie dotarło.

Znalazłam się po drugiej stronie bariery.

Tam, gdzie nigdy nie powinnam się znaleźć.

Przed tym ostrzegał mnie Ames. Jeśli jeszcze chwilę temu miałam szansę na ucieczkę, właśnie ją straciłam. Czułam strach wcześniej, ale ten, który teraz mnie ogarnął był zupełnie inny. Zgroza i panika sączyły się w moich żyłach, a w gardle urosła klucha.

Zaczęłam walić pięściami w niewidzialną ścianę.

– Pomóżcie mi! – Łzy lały mi się po policzkach, a moje ciało niekontrolowanie dygotało. – Błagam! Błagam, pomóżcie mi... – Głos mi się załamał, nie pozwalając na wypowiedzenie dalszych słów.

– Nie możemy nic zrobić – oznajmił strażnik. – Naruszyłaś terytorium Wody bez ich pozwolenia.

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEDär berättelser lever. Upptäck nu