Rozdział 14

4.1K 212 69
                                    

Krzyk przerażenia wydobył się z mojego gardła. Podbiegłam do rozbitego okna i wychyliłam się, opierając dłonie o resztki szkła. Syknęłam z bólu, kiedy ostre krawędzie drasnęły skórę, ale praktycznie nie krwawiłam. Spojrzałam jeszcze raz, wypatrując Amesa rozpłaszczonego na chodniku, ale wyglądało jakby rozpłynął się w powietrzu.

– Znowu to zrobił?

Usłyszałam Eliasa i odwróciłam się. Stał w drzwiach, studiując uważnie moją twarz. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, więc tylko patrzyłam na niego w szoku.

– Wyskoczył przez okno? – zapytał.

Powoli skinęłam głową.

– Nic mu nie będzie.

Zamrugałam.

– Rasa królewska ma skrzydła, więc pewnie ich użył. Możliwe też, że wykorzystał portal.

Nadal wpatrywałam się w niego tępo, nie potrafiąc objąć jego słów rozumem.

– Portale pozwalają szybko przenieść nas w inne miejsce – wyjaśnił. – To skomplikowane. Tylko nieliczni potrafią je tworzyć, w tym Ames, więc jego powinnaś pytać o więcej.

Pokiwałam głową, nadal będąc w szoku. Elias otworzył szerzej drzwi i spytał:

– Idziemy?

– Gdzie? – Ściągnęłam brwi.

– Do biblioteki.

– Ach, tak.

To całe wyskakiwanie z okna zupełnie mnie rozstroiło.

– Idziemy szukać ksiąg? – zapytałam, gdy zamykał drzwi.

– Ty idziesz. Ja mam inne zadania.

– Mam sama ich szukać? – Zerknęłam na niego.

– Ames pewnie już tam jest i na pewno pomoże ci bibliotekarka.

Okej. To, że jaszczury miały bibliotekę było zrozumiałe, skoro stworzyły cały podziemny świat, ale myśl o jaszczurzej bibliotekarce wywoływała we mnie dziwne uczucie. Jakoś sobie tego nie wyobrażałam.

Do biblioteki, tak jak w inne miejsca w zamku, prowadził labirynt korytarzy. Kiedy już myślałam, że nigdy tam nie dojdziemy, weszliśmy po marmurowych stopniach i dosłownie mnie zatkało. Drzwi z czerwonym, błyszczącym rubinem, od którego odchodziły cztery złote linie w każdym kierunku świata, wyglądem przypominały opal. Kamień przekręcił się, a drzwi ustąpiły. Naszym oczom ukazało się wnętrze równie niesamowite, co wejście.

– Wow – wyszeptałam.

Przez szklaną kopułę wlewały się promienie słoneczne, które rozświetlały pyłki kurzu i kartki unoszące się w powietrzu. Po środku stało ogromne drzewo, którego gałęzie rozpościerały się po całym pomieszczeniu, a gruby pień wyglądał, jakby został okręcony kilka razy wokół własnej osi. Wysokie regały pełne książek stały na kilku piętrach, na które prowadziły kręcone schody.

Elias poprowadził mnie w głąb. Ominęliśmy drzewo i ujrzałam stanowiska do czytania zupełnie jak w normalnej bibliotece. Na dębowych stołach postawiono malachitowe lampy bankierskie, a staromodne krzesła miały miękkie, welurowe siedziska. Na końcu znajdowały się rozległe schody prowadzące do mapy zajmującej całą ścianę.

– Gdzie podział się Ames?

Odwróciłam się, słysząc za sobą łagodny głos. Zobaczyłam piękną kobietę, o lekko zaróżowionej twarzy z błękitnymi oczami o pionowej źrenicy. Lśniące, czekoladowobrązowe włosy zaplotła w warkocz, który na czubku głowy tworzył koronę. Różowy materiał zwiewnej sukni opinał ją w talii i plątał się między nogami.

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEWhere stories live. Discover now