Rozdział 3 - Co czai się w sadzawce?

76 8 47
                                    

Religia Dulaw opiera się na kulcie tak zwanych „Czterech Pań". Każda z nich odpowiada za inną część dnia, ale to również przekłada się na okresy w życiu wyznawców. Pani Poranka asystuje przy narodzinach, Pani Dnia otacza opieką dzieci oraz młodych dorosłych, aby później przejęła ją Pani Zmierzchu. W ostatnich momentach zwykło się modlić oraz wzywać Panią Nocy, która ze swoimi wiernymi krukami asystuje przy przejściu ponownie pomiędzy światem cielesnym oraz duchowym.

Poza Wszechmatką – przewodnik po innych wierzeniach Norywy

✧⋄⋆⋅⋆⋄✧⋄⋆⋅⋆⋄✧

Serce biło jej szybko, krew szumiała w uszach. Beza pięknie pracowała, reagowała na najmniejszy ruch dłoni. Stawiała kolejne kroki w odpowiednim rytmie. Aurelia właśnie gnała przez kolejne wyżyny, pokonując kamienie płoty, przelatując przez otwarte bramy zazwyczaj odgradzające pola. Gdzieś tam w oddali pasło się jeszcze stado krów, a brzmienie ich dzwonków mieszało się z już chłodnymi, jesiennymi podmuchami. Stanisław dotrzymywał tempa dziewczynie, co chwilę wolał „lewa, prawa, Aurelia, rów!".

Może zmierzali daleko, aby nikt nie mógł podsłuchać ich trudnej rozmowy, jednak księżniczka nie umiała powstrzymać zadowolenia z przejażdżki. Wyrwała się w końcu z dworku, więc uśmiechała się pomimo trosk zatruwających jej umysł. To było coś! Zapomnieć o planach Stanisława, o coraz bardziej komplikującej się sytuacji z Kostią i po prostu poddać pędowi.

– Aurelia! – krzyknął Stanisław, zbliżając się do niej z lewej. Jego oddech był przyspieszony, jednak wciąż porządnie utrzymywał tempo. – Czy jedziemy do Lasku Podleckiego? Proponuję, abyśmy zatrzymali się przy ruinach.

– Dlaczego nie? – odpowiedziała równie głośno.

– Uwaga! Rów! Wygląda na głęboki! Nie skacz! Znajdziemy przejazd.

Aurelia jednak go nie posłuchała. Kochała te wyzwania, zwłaszcza gdy wybierała damskie siodło. Nie miała takiej kontroli, łatwiej było o popełnienie błędu. Przymknęła powieki, skupiła na pracujących mięśniach Bezy, jej rytmicznych krokach. Uspokoiła przyśpieszony oddech, licząc pod nosem. Przybrała odpowiednią pozycję, spięła mięśnie. Musiała jej dać znak w odpowiednim momencie, poderwać ją do lotu. Inaczej obydwie źle skończą. Jednym, wielkim susem przemierzyły rów.

– A niech cię licho poniesie, Aurelia! – krzyknął Stanisław, zatrzymawszy się przed rowem. Jego koń dreptał niespokojnie, poruszając długą szyją i wyciągając język.

Powoli wyhamowała. Zaczęła klepać swoją klacz w pochwale. Szczera radość, wolność sprawiła, że roześmiała się głośno. Tutaj nikogo nie krępowały dworskie zasady spisane dla odróżnienia protektora od reszty, ani na każdym kroku nie czaiła się służba. Ci ludzie w najlepszym wypadku wynosili plotki dla brukowców za butelkę wódki czy parę groszy, w najgorszym dostawali hojne wynagrodzenie od Cesarskich. Nieważne, jak bardzo rząd Aurelii starał się ukrócić ten proceder, ci wracali czasami nawet ze zdwojoną siłą. Na nic zdawały się przesłuchania z użyciem szkodliwego dla normalnych ludzi duszo-tkactwa, groźby, ale też przekupstwa. Na niektórych Brasburia zawsze znalazła sposób.

Na księżniczkę również ze swoją odmową przyjęcia na jakikolwiek uniwersytet. Aurelia z nerwów zacisnęła dłonie na lejcach tak bardzo, że usłyszała tarcie białej skórki, z której zostały wykonane jej rękawiczki. Na szczęście tętent kopyt zaczynał się nasilać, natomiast znajoma męska sylwetka wraz z umięśnionym, karym koniem za chwilę pojawiła się w zasięgu oka.

– Co za niespodzianka! Zdołałeś mnie dogonić. – Aurelia przechyliła nieznacznie głowę. – Nawet udało ci się znaleźć przejazd i to szybko. Myślałam, że spędzę tutaj całe popołudnie, Stanisławie.

Afera o lisa [remont]Where stories live. Discover now