Rozdział 17 - Za wszystkie książęce winy

16 0 0
                                    

Z dniem dzisiejszym uznaje się Stanisława Nostrzyckiego, byłego pierwszego ministra Protektoratu Dulaw, za zaginionego, chociaż wiele poszlak znalezionych przy brzegu Portreii karze nam przypuszczać, że już nie żyje. Nie rozpatruje się udziału osób trzecich. Możliwe, że mamy do czynienia z próbą samobójczą. Następnie dni przyniosą więcej odpowiedzi w tej sprawie.

Jeżeli ktoś jest w posiadaniu informacji mogących pomóc jego odnalezieniu, uprasza się o skierowanie do odpowiednich oddziałów Straży Obywatelskiej.

Oficjalna notatka podana do prasy

✧⋄⋆⋅⋆⋄✧⋄⋆⋅⋆⋄✧

Więc to tutaj skończyła, na mokrych kamykach zaraz przy Wyspie Półrzecznej, wykrwawiła się na śmierć do błękitnych wód Portreii przecinającej Nyes w całym swoim blasku. Małe szczenię Ronji poległo przez lodowy szpikulec właśnie topniejący w klatce piersiowej. Rękawica również uległa zniszczeniu, a metal skapnął na podłoże. Na nic zdały się skomplikowane schematy Kościstych, pazury dokładnie takie same, jakie nosił Gerald.

Poruszył nimi, przypatrując się dokładniej śmiertelnikowi w dłoni, który chwilę temu zerwał z jeszcze ciepłej szyi. Kobieta umarła parę minut temu, mózg uległ nieodwracalnemu przez neurotyka czy mentalistę uszkodzeniom. Mentalistka zginęła przerażona, bezradna wobec byłego pierwszego ministra Dulaw.

Krwi prawie nie było widać w mroku nocy, zwłaszcza na czarnym materiale munduru. Mokre, brązowe włosy poprzyklejały się do twarzy, która jeszcze prezentowała się tak żywo. Gerald przyjrzał się jej dokładnie, uklęknąwszy. Przekręcił głowę z ponurego zaciekawienia.

Po raz drugi w tym tygodniu miał przed oczami zwłoki, chociaż teraz... w lepszym stanie. Gdyby nie plama, kałuża krwi pod ciałem, mentalistka wyglądałaby na uśpioną. Gerald nie widział tyle martwych osób w tak krótkim czasie od przeklętych walk w Chattrau. Grymas wykrzywił mu wargi na krótki moment. Coś odezwało się w głowie.

Pustka odbiła się echem. Wewnętrzny głos zdominował zduszony krzyk. Koszmary powrócą dzisiaj w nocy, a on nie będzie nawet mógł zwalczyć. Również teraz nie mógł. Popatrzył na dłonie ogarniające lekkie drżenie. Nawet znikoma dawka zaczynała znikać z jego krwioobiegu.

Z gniewem książę butem kopnął parę kamyczków, opatulając dokładniej jedwabistym szalem i obserwując ślady ciągnięcia oraz małych podeszew w błotnistej trawie obok nabrzeża. Przeszedł parę kroków. Zapalił nerwowo, lecz to wcale nie przyniosło mu spokoju/

– Sądzisz, że był naprawdę nieprzytomny czy tylko udawał? – zapytał Doriana przeczesującego płytszą część koryta rzeki. Parę metrów wyżej, po drugiej stronie wody, już biegła droga prowadząca wokół Wyspy Półrzecznej i piętrzyły się niskie kamienice. Może któryś z mieszkańców coś widział.

Dafne wzmocniła rozciągającą się nad taflą jasną, białą łunę. Syknęła cicho z wysiłku.

– Na pewno sobie coś połamał po tym, jak wypchnęła albo wyrzuciła go z okna. Nogi, żebra, kręgosłup – oznajmił masywny mężczyzna, nachylając się ponownie nad wodą. – Równie dobrze może nie żyć, jeżeli skręcił kark.

– Nie, tutaj zaczął stawiać upór oraz ktoś ją zabił. – Skinął głową na świeżego trupa. – Słyszeliśmy jej wrzask. Dlaczego nie zablokowała Nostrzyckiego obrożą, co? Sądziła, że jej nie potrzebuje? Z pewnością go obezwładniła, ale tutaj popełniła ogromny błąd. I dlaczego – zaciągnął się papierosem i wydmuchał powoli dym – nikt, kurwa, nie zauważył, że ktoś ciągnie dorosłego chłopa?! Ogary nie szczekały.

– Mogła pachnieć jak Ronja – dodała Dafne, ściągając brwi w zamyślonym wyrazie. – Wystarczy, że jechała z nią w powozie. Ją nawet twoje ogary znają bardzo dobrze.

Afera o lisa [remont]Where stories live. Discover now