Rozdział 16 - Ostre okruchy porcelany

11 1 0
                                    

Gerald deu Aleunottereai, Mały Imperator Gerdeńczyków, uzurpator do błogosławionego tronu, niestabilny szaleniec, którego stworzono z pychy oraz chciwości pogłębiającej się w ludziach. Czy nie to prawie przyniosło nam zagładę ledwie dwieście lat temu? Bezmyślność w pogoni za siłą pomieszana wraz z urojoną myślą zbawienia ludzkości, połączenia jej w jednolitą całość.

Linia babki Geralda, Cosette Alttereay nie powinna była nigdy skrzyżować się z Fevansonami od strony Ronji. Jednak po, jak oni to mówią, Rewolucji Czarowników świat stracił ład, na władców Gerdes namaszczono niegodnych, splugawionych. Prochy Najjaśniejszej Córki wypaliłby im wnętrzności, gdyby je spożyli w świętej, odwiecznej ceremonii.

Ich własny żar, żar, którego nikt nie powinien posiadać w takiej ilości. Metal zatruł im umysły, odrzucił od jednej drogi Wszechmatki i jej dzieci, Świętych Proroków.

Niech świat łka nad losem deu Sausevie! Tych, których krew zalała stopnie, po których Plugawcy spięli się do władzy. Niech świat zapamięta ich męczeństwo!

W tym momencie nawet nie spodziewam się, aby Uzurpatorzy zwrócili się ku Jasności, przyjmując wiarę, porządek w chaosie świata. Wciąż będą koronowani przez lud, niewłaściwie, bezbożnie. Uważam decyzję Wielkiej Imperatorowej Ronji za haniebną. Potępiam również Was, Świętego Cesarza Tyberiusza, choć z ciężkim sercem, ponieważ spodziewałam się rozsądku u rodu tak miłującego Naszą Matkę. To zaskakująca decyzja, wydanie księżniczki Aurelii za Geralda, jeżeli dziewczyna wykazała zdolności bezładne.

Cytadela Wieków nie pozostanie bezczynna na tak bezmyślną decyzję ledwie dwieście lat po Tyranie, którego krew płynie w jej żyłach od strony Waszego Cesarskiego Rodu.

Święta Przeorysza Cytadeli Wieków

Wielka Mistrzyni Zakonu Strzegących

Posiadaczka Tajemnicy Ładu Magii Czystej

Beatrice oni Vestice

✧⋄⋆⋅⋆⋄✧⋄⋆⋅⋆⋄✧

Gerald wyciągnął się, opierając nogi o masywne, hebanowe biurko z niezliczoną ilością szufladek, skrytek nieraz pochowanych jedna w drugą. Przypadkiem trącił pióro, które potoczyło się, a ze stalówki wydostało się parę kropel granatowego atramentu. Na szczęście nie zabrudziło ani pięknej markieterii, ani miękkiej podkładki do pisania, chociaż parę dokumentów ucierpiało. Niezbyt go to obchodziło. Przeczytał całość i nie odkrył w nich nic wartego uwagi oprócz standardowego podsumowania przepychanek w Senacie. paru sensacji wśród towarzystwa Nyes. Oberon tak jak wcześniej zdecydował, postanowił urządzić wydarzenie sezonu w postaci balu dobroczynnego dla Ouen.

– Jak ja ciebie nienawidzę – Gerald wymamrotał bezgłośnie pod nosem.

Wsunął dłoń pod rozpiętą koszulę, wyczuwając spokojne, jednostajne bicie serca. Klatka piersiowa unosiła mu się przy każdym oddechu również delikatnie. Mimo to wciąż przepełniał go niepokój, coś pełzało pod skórą, powodując, że włoski stawały dęba.

Jakby mogło być inaczej, skoro Ronja jeszcze nie zdecydowała się pojawić albo objawić w innej postaci. Miała do załatwienia i nieposłuszeństwo Małego Imperatora, i Stanisława. Nie istniał nawet cień szansy, że tak po prostu zostawi to wszystko.

Zerknął przez ogromne okna z ramami ozdobionymi płaskorzeźbami skrzydeł, języków ognia wyrzeźbionych z dawnych postaci gryfów deu Sausevie, od dawna leżących w płytkich grobach. Może parę bękartów, boczna linia, która uciekła do Astyry, się ostały. Uniknęli śmierci z ramienia czarowników. Gerald prychnął cicho do siebie. I ich mógł czekać podobny los. Wystarczyło źle wytyczyć ścieżki, zapomnieć, skąd wywodzili się deu Aleunottereai.

Afera o lisa [remont]Where stories live. Discover now