Rozdział 17

4.4K 222 96
                                    

Wybiła północ, a ja nadal nie zmrużyłam oka. Leżałam na łóżku w koszuli nocnej zagrzebana w ciepłą kołdrę, która nie potrafiła ogrzać mojego lodowatego wnętrza.

Im dłużej myślałam o słowach Ignatii, tym bardziej przekonywałam się, że nie mogę tego zrobić. Jednak gdzieś w środku pozostawały wątpliwości i strach, bo jak miałam wydostać się z Podziemia bez niczyjej pomocy? Nie wiedziałam nawet, jak wrócić na Powierzchnię. Prowadził do niej jakiś tunel albo schody?

Nie chciałam wierzyćIgnatii, ale odkąd się zjawiła w moich komnatach, stała się jakimśniewytłumaczalnym źródłem prawdy, co zupełnie nie miało dla mnie sensu. Ames przez cały czas chciał mnie wykorzystać. Nie byłam mu potrzebna jako źródło energii dla siostry, tylko dla niego. Dlaczego nie potrafiłam dostrzec fałszu i oszustwa? Dlaczego nieustannie czułam się, jakbym została pozbawiona oczu, ślepo patrząc na rzeczywistość?

Zerwałam się na równe nogi i wypadłam na korytarz. Odszukałam wzrokiem Eliasa, który wydawał się zaskoczony moim widokiem.

– Musisz mnie stąd uwolnić – wydusiłam, zbliżając się do niego. – Proszę. Nie pozwól Amesowi mnie tu przetrzymywać. Nienawidzisz go. Błagam...

– Souline – wtrącił się, kręcąc głową. – Nie mogę tak po prostu wypuścić cię na Powierzchnię.

– Ale...

– Moja nienawiść nie ma tutaj żadnego znaczenia. Nie mogę cię wypuścić, ponieważ tylko Ames jest w stanie zwrócić cię do domu i sprawić, żebyś przeżyła. Tylko on może to zrobić. – Otwierałam usta, żeby się sprzeciwić, ale zamilkłam, gdy powiedział dosadnie: – Tylko. On.

Świat się zatrzymał, a ja wraz z nim. Widziałam, że źrenice Eliasa się zwęziły i wyglądał, jakby czegoś nasłuchiwał, ale tak naprawdę czułam, jakby w ogóle nie było mnie w pomieszczeniu. A kiedy ponownie się odezwał, ledwo go usłyszałam.

– Wróć do środka. Jestem potrzebny na granicy, ale przyślę strażnika na swoje miejsce.

Nie pamiętałam momentu, w którym się poruszyłam, ale z powrotem znalazłam się w komnacie. Przytrzymałam się ściany i osunęłam się na zimną posadzkę. Słowa Eliasa wstrząsnęły mną do głębi. Ames mógł mnie tu przetrzymywać, ile tylko zechce, a sama nie dam rady się wydostać.

Zachłysnęłam się powietrzem, kiedy w końcu do mnie dotarło.

Stąd nie było ucieczki.

Utknęłam.

Panika podeszła mi do gardła, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. Nie ruszyłam się. Ktoś zapukał jeszcze raz, po czym nie słysząc odpowiedzi, sam się wpuścił.

W przejściu stanęła Ignatia. Rozejrzała się, po czym podeszła lekko zdenerwowana i złapała mnie pod ramię.

– Musimy iść – szepnęła, szarpiąc mnie w górę i pociągnęła w stronę wyjścia.

Zaparłam się nogami.

– Gdzie?

– Nie mamy czasu – wyszeptała. W końcu, używając więcej siły, udało jej się zaciągnąć mnie do drzwi. Złapałam za framugę, więc Ignatia odwróciła się. – Musisz to zrobić – powiedziała łagodnie, a ja poczułam, że ma rację, chociaż zupełnie się z tym nie zgadzałam.

Wiedziałam, co za chwilę się wydarzy. Nigdy bym nie pomyślała, że moje życie dojdzie do punktu, w którym ulegnę.

Szłyśmy coraz szybciej, a z każdym krokiem robiło mi się coraz zimniej.

– Chłód – mruknęła Ignatia. – Jedyny sposób na pozbycie się go, to skończenie z nim.

Zaczęłyśmy biec. Moje bose stopy cicho odbijały się od posadzki. Mijałyśmy straże rozstawione po zamku, lecz nikt nas nie powstrzymywał. Skręcałyśmy w korytarz za korytarzem, pokonywałyśmy stopnie, aż w końcu zatrzymałyśmy się, znajdując to, czego szukałyśmy.

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz