Rozdział 21

3.9K 233 74
                                    

Na moment zapanowała przeraźliwa cisza, którą zaraz przerwało bulgotanie z gardła Voray. Jej twarz wykrzywił ból, więc ułożyłam jej głowę na swoich kolanach i próbowałam przytrzymać, kiedy ciałem bezustannie wstrząsały drgawki. Jej skóra zmieniła się raz za razem. W jednej chwili była jasna i gładka, a w drugiej pokryta ciemnymi łuskami. Oczy zmieniły się na jaszczurzą wersję, a z rąk wystrzeliły długie i piekielnie ostre pazury. Spodnie przesiąkły mi krwią tryskającą z jej ust. Pragnęłam jakoś pomóc, ale zupełnie nie wiedziałam, co robić.

Pomijałam fakt, że byłam całkowicie sparaliżowana ze strachu, ponieważ zobaczyłam prawdziwą formę reptilianów.

– Ames! – zawołałam, akurat w momencie, w którym Voray chciała się podnieść.

Próbowałam ją powstrzymać, ale zaatakowała mnie. Nie miałam nawet szansy na zrobienie uniku. Spięłam ostrzegawczo mięśnie, lecz nic nie mogło przygotować mnie na ból, który poczułam, gdy wbiła pazury w moje udo. Powietrze uszło mi z płuc i tylko cudem udało mi się nie krzyknąć, kiedy poruszyła nimi, wywołując palące pieczenie w całej nodze.

Kątem oka zauważyłam Amesa. Zatrzymał się dwa metry przed nami i znieruchomiał, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Zaraz jednak otrząsnął się i natychmiast się przy mnie zjawił. Złapał za moje udo, na co syknęłam. Błądził wzrokiem po mojej twarzy, przez co udało mi się ujrzeć udrękę w szmaragdowych oczach.

W pomieszczeniu pojawiły się jaszczury z Eliasem na czele, który zbladł, a spod maski wydobyły się ledwo słyszalne słowa:

– Na cały wszechświat...

Założyłam, że reszta to uzdrowiciele. W tłumie zobaczyłam również Minevrę, która już klękała przy babci Amesa i kładła na niej dłonie, a pozostali starali się unieruchomić drgające ciało Voray.

– Kruszyno? – odezwał się Ames, zasłaniając sylwetką rozgrywającą się przede mną scenę.

– Co? – ledwo zdołałam wychrypieć. Mógłby mi pomóc, a nie rozmawiać. Był całkowicie bezużyteczny. – Pomożesz mi, czy nie?

– Pamiętasz, jak cię pocałowałem?

Jak mogłabym zapomnieć? To było zaledwie delikatne muśnięcie, buziak, jak to nazwał, ale, cholera, skłamałabym przed samą sobą, gdybym powiedziała, że ten pocałunek nie wywołał we mnie innych oprócz złości uczuć. Na przykład rozdrażnienie, irytację i...

Zresztą nieważne. Zastanawiało mnie bardziej, dlaczego wspomniał o tym w tej chwili? Wydawało mi się, że jego babka właśnie umiera.

– Co to ma do rze... – zaczęłam, a on jednym, szybkim ruchem wyciągnął pazury babki z mojego uda. Tym razem nie zdołałam powstrzymać krzyku.

– Musiałem jakoś rozproszyć twoją uwagę. – Puścił mi oczko.

Przymknęłam powieki. Próbował udawać, że sytuacja go nie obchodzi, ale widziałam, że był spięty. Mięsień co chwila drgał mu na szczęce.

– Twoja babcia. – Wskazałam na nią palcem. Nadal przechodziły ją drgawki, a krew wylewała się z gardła, ale nie straciła jeszcze przytomności.

– Uzdrowiciele się nią zajmują – Złapał mnie za ramiona i próbował zmusić, żebym na niego spojrzała, lecz ja nadal przyglądałam się kobiecie. Jasne włosy stały się czerwone, całe oblepione krwią. – Souline! – Potrząsnął mną i dopiero zwróciłam na niego uwagę.

– Co?

– Co się stało po tym, jak wyszedłem?

– N-nie wiem – zająknęłam się. – Rozmawiałyśmy. Nagle zgięła się w pół i zaczęła pluć krwią.

Pogrzebany świat | ZOSTANIE WYDANEOù les histoires vivent. Découvrez maintenant